piątek, 19 kwietnia 2013

Ogłoszenie ...

Przepraszam, że ostatnio nie dodawałam żadnych rozdziałów ale nie miałam czasu ich pisać. Z tego względu zawieszam bloga do końca miesiąca, a w ramach przeprosin dodam bardzo, baaardzoooo, długi rozdział.

Również smuci mnie fakt, że tak niechętnie komentujecie posty, więc postanowiłam - blog skończy się o 10 rozdziałów wcześniej. Chyba, że zmieni się wasza oporność do komentowania. Na razie mam wrażenie, że piszę tylko do 5 osób, które bardzo kocham i dziękuje im za wsparcie.

Lots of love,
Adela...

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 8.♥

~Katherine~
Stałam delikatnie zatracając się w jego niebieskich oczach, niepewnie uśmiechając się. Krępowałam się w sukience, którą wybrał Jo. To pewnie była zemsta za wredne żarciki z mojej strony z ostatniego miesiąca, strasznie się uparł a ja nie protestowałam. Teraz tego żałowałam, kiedy wszystkie oczy mężczyzn były skierowane w moją stronę z dozą pożądania oraz pragnienia czułam się niezręcznie i chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. Lecz nie mogłam, o to właśnie chodziło. Między innymi zostałam uratowana by wzbudzić kontrowersje, czarować swoją osobą aby John i Ed mieli ułatwioną drogę do podpisywania nowych drogich kontraktów. Miałam zachęcać ich klientów do podjęcia 'właściwej decyzji' przez reklamowanie wytwórni moich braci.
- To my się oddalimy panowie, sprawy biznesowe rozumiecie - z zamyślenia wyrwał mnie Ed - Bawcie się dobrze, Niall - brat posłał mu porozumiewające spojrzenie, chłopak kiwną głową i oddaliliśmy się dalej do gości.
- Kat przedstawimy Cię jeszcze tylko naszemu głównemu współudziałowcy i możesz odetchnąć - Jo objął mnie w pasie i delikatnie prowadził przez tłum.
Ed szukał kogoś w tłumie, kiedy dostrzegł interesującą go postać skinął na brata i przyodział sztuczny uśmiech. Poszłam w jego ślady. Chciałam jak najszybciej odwalić to spotkanie oraz jak najszybciej odetchnąć.
- Castiel! Nina piękna jak zawsze! - zawołał Ed i uściskał przyjaźnie mężczyznę po czterdziestce, prawdę mówiąc bliżej mu było do pięćdziesiątki niż czterdziestki a jego nadwaga mocno rzucała się w oczy. Chłopcy ignorując to przywitali się z parą, grzecznie całując towarzyszkę Cass'a w rękę oraz szarmancko się uśmiechając.
- Edward! Jonathan! Jak dobrze waz widzieć chłopcy! - ucieszył się Castiel i poklepał chłopców po ramieniu. Wzdrygnęłam się na dźwięk pełnego imienia Jo, nigdy go nie używał, zastanawiało mnie dlaczego - A tej ślicznej damy nie znam.
- Ach tak wybacz - Johnny objął mnie ramieniem - Castiel, Nino poznajcie naszą siostrzyczkę Katherine.
- Miło mi poznać.
- Doprawdy śliczniutka, zupełnie jak jej bracia - ciepłym głosem odezwała się Nina.
- Prawda?! - roześmiał się Ed a reszta towarzystwa mu zawtórowała.
- To bardzo miłe, dziękuję - odpowiedziałam i wysiliłam się na najpiękniejszy uśmiech jaki tylko posiadałam.
- Koniecznie musisz poznać Daniela - stwierdził radośnie Cass, a ja poczułam jak ręka mojego brata mocniej zaciska się na mojej tali - Synu! Choć przywitaj się z Scotter'sami.
Niepewne zerknęłam na brata a z jego twarzy można było wyczytać 'Tego właśnie się obawiałem'.
Gdzieś za pleców mężczyzny, wyrwany z konwersacji pojawił się młody chłopak. Prawdopodobnie w moim wieku, wysoki szatyn z zielonymi oczami. Miał idealnie dopasowany garnitur na sobie, a jego dość długie włosy były w lekkim nieładzie, zarzucone do tyłu.
- Ed, John - wtedy zobaczył mnie, w następstwie czego odsłonił szereg białych zębów.
-Daniel, miło cię widzieć. Nie za młody na alkohol? - zwrócił się Ed, a ja dopiero teraz zauważyłam lampkę szampana w jego ręku.
- Bez przesady został mi tyko roczek, zresztą niecały - wyzywająco odpowiedział chłopak - A my się chyba jeszcze nie znamy, John nowa dziewczyna ?
Daniel przeniósł wzrok na mnie, kiedy zimny dreszcz przeszedł po moim ciele. Chłopak był w moim wieku, lecz przerażało mnie jego spojrzenie pełne pożądania, a wyzywający uśmieszek irytował. Jak ja się cieszę, że jest koło mnie Jo oraz swoim ciepłem ciała dodaje mi otuchy.
- Nie dziewczyna, siostra - wyczułam nutkę antypatii w głosie brata.
- Katherine - wysiliłam się na uśmiech i podałam rękę zielonookiemu.
- To my was tu zostawimy, mamy do obgadania sprawy biznesowe - odparł Castiel ciągnąc na drinka rodzeństwo - Zajmiecie się sobą.
Ed i John spojrzeli po sobie widziałam, że nie podoba im się ten pomysł tak samo jak mi. Nie miałam wyboru, musiałam przystać na propozycję i spędzić z chłopakiem trochę wieczoru.
- Zatańczymy? - widząc właściciela zielonych oczu, wiedziałam, że to nie była prośba bo sekundę potem byłam już na parkiecie.


'Czasem los stawia na naszej drodze ludzi, których potem popycha do rozświetlania naszej szarej rzeczywistości'
Adela

~Niall~
Przyglądałem się ludziom na parkiecie. Wirujące pary były hipnotyzujące, poruszały się delikatnie w rytm muzyki. Wielokrotnie przyłapałem się, że szukam w tłumie jej twarzy. A kiedy ją znalazłem nie spodobało mi się to co zobaczyłem. Tańczyła z jakimś chłopakiem, który widocznie był zauroczony jej urodą. Mało nie zmiażdżyłem kieliszka w dłoni, kiedy zobaczyłem kim jest partner Katherine. 'Daniel, ty przeklęty dupku nawet się nie waż!' Odstawiłem szkło na najbliższy stolik i udałem się w stronę tłumu. 'I co zrobisz inteligencie, podejdziesz do nich i każesz mu spierdalać?'  Skarciłem siebie. Prawdę mówiąc nie jesteś lepszy od tego gościa. Chyba nawet już nie pamiętasz jak się poznaliście i razem balowaliście.
Zrezygnowany potrząsnąłem głową, a kiedy podniosłem wzrok zobaczyłem tylko Daniella z podrażnioną miną udającego się po kolejnego drinka. Rozejrzałem się dokładnie, ale nigdzie nie mogłem znaleźć Katherine. Z równie 'szczęśliwą' miną postanowiłem wydostać się gdzieś na zewnątrz i zapalić.
Szedłem jakimś korytarzem, aż moim oczom ukazał się upragniony cel. Drzwi na balkon. Było to dość daleko od sali balowej, gdzie odbywał się bankiet, przez co nie było tu nikogo.
Pociągnąłem za klamkę i wtedy ją zobaczyłem. Stała oparta o bajerkę tyłem do wejścia i przyglądała się księżycowi. Niesforne kosmyki lekko powiewały na nocnych podmuchach wiatru. Wśród gwieździstego nieba wyglądała tak pięknie. Tajemniczo ale pięknie. 'Horan ogarnij się człowieku, zachowujesz się jak rozwydrzona nastolatka'. Przecież nawet nie znam tej dziewczyny! Raptem widziałem ją dwa razy. Wiem tylko tyle, że ma dwóch braci jednocześnie są oni moimi przyjaciółmi oraz nazywa się Katherine.
Zdobyłem się aby podejść do dziewczyny. Była tak zamyślona i zapatrzona w gwiazdy, iż nawet nie zauważyła, że stoję obok. Podążyłem jej wzrokiem.
- Dlaczego nie jesteś na przyjęciu?
- Jejku Niall wystraszyłeś mnie! - dziewczyna momentalnie odskoczyła łapiąc cię za klatkę piersiową.
- Przepraszam, nie chciałem.
- Nic się nie stało, tylko proszę nie rób tak więcej.
- Postaram się - oparłem się o betonową balustradę i wpatrywałem w dziewczynę - Odpowiesz mi na pytanie? - widzą niezrozumienie malujące się na jej twarzy dodałem - Co tu robisz?
- Musiałam odetchnąć. Cały ten zgiełk, zamieszanie ... Nie mogłam już wytrzymać musiałam odsapnąć.
- Pierwszy raz?
- Aż tak widać?
- Nie, po prostu wcześniej nie widziałem cię na imprezach organizowanych przez wytwórnię - odpowiedziałem lekko się uśmiechając.
- A ty co tu robisz?
- Przyszedłem zapalić. Możesz nie uwierzyć ale też nie lubię takich imprez.
Dziewczyna zaśmiała się cicho pod nosem i oparła się o barierkę. Wzrokiem błądziła gdzieś daleko.
- Skoro nie lubisz takich imprez, co tu robisz?
Miała rację. Co ja tu robiłem? Chciałem już powiedzieć 'Przyszedłem zobaczyć ciebie' ale czy tak naprawdę było?
- Z przymusu. Prawdę mówiąc pokutuję za grzeszki a raczej grzechy - zaśmiałem się ironicznie. Odwracając się w stronę bezkresnego nieba - Ed wymyślił dla mnie karę, że muszę wywiązywać się ze wszystkiego co jest zawarte w umowach. Wcześniej przymykał oko na moje pojedyncze nieobecności. Teraz jak widzisz muszę być 'grzeczny'.
Wyciągnąłem paczkę papierosów i odpaliłem jednego. Katherine przyglądała mi się przez cały czas. Spojrzałem na nią wyciągając papierosy w jej stronę.
- Nie dzięki, nie palę.
- I słusznie, nie powinnaś za ładna jesteś na te badziewie - od razu pożałowałem tych słów.
Horan debilu! Jak tak dalej będziesz gadał wyśmieje cię i zaliczy do grupy palantów z kiepskimi tekstami na podryw. Niepewnie spojrzałem na Kat, lecz ona tylko zawstydzona bawiła się swoimi palcami. Nie chciałem jej podrywać. Od samego początku widać było, że nie jest taką dziewczyną, której serce można było zdobyć paroma komplementami i sławą. Była inna i to mnie intrygowało.
Zaciągnąłem się kolejny raz papierosem i zacząłem rozmowę. Od największych bzdur po coraz ciekawsze tematy. Tak razem przegadaliśmy z dobre dwie godziny. Na zmianę śmiejąc się lub gapiąc w bezkresną przestrzeń nad nami. Często maślanymi oczami wpatrywałem się w Katherine, kiedy nie patrzyła. Raz mnie przyłapała. Zareagowała ciepłym uśmiechem i zapytała się 'Czemu tak się na mnie patrzysz?' ja speszony, czując jak rumieniec zalewa mi twarz szybko odwróciłem głowę z cichym 'Tak tylko' na ustach. Była na tyle uprzejma, że nie drążyła tematu. Delikatnie potarła ramiona.
- Zimno ci? - zaciekawiłem się.
- Tak troszkę - zanim zdążyła dokończyć, ja ściągnąłem już marynarkę i założyłem jej na ramiona - Ale ja nie ...
- Nawet nie próbuj protestować - przerwałem jej - Mi nic nie będzie, a jak ty zmarzniesz to Ed z John'em mnie zamordują.
- Racja - delikatnie rumieniąc się do podłogi, poprawiła marynarkę - Dziękuję.
- Nie ma za co - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Piękny widok.
Chciałbym żeby ten moment trwał wiecznie. Mógłbym rozmawiać z nią godzinami. Oczywiście nie było mi to dane. Telefon. Jak zwykle mój przyjaciel jak i wróg, częściej wróg, musiał właśnie teraz dzwonić. Rozdrażniony podszedłem do Katherine i z wewnętrznej kieszonki marynarki, szybkim ruchem wyciągnąłem telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer John'a. Odebrałem.
- Cześć Niall! Wybacz, że przeszkadzam ale może wiesz gdzie jest Kat? Szukam jej od godziny i nigdzie nie mogę jej znaleźć - po drugiej stronie usłyszałem zdenerwowany głos przyjaciela.
- Spokojnie nie denerwuj się - uspokajałem przyjaciela - Przez ten cały czas jest ze mną, już idziemy tylko powiedz gdzie jesteś.
- Na półpiętrze nad parkietem.
- Nie ruszaj się stamtąd, będziemy za pięć minut - skończyłem połączenie i smutno spojrzałem na dziewczynę - Rodzeństwo martwi się o ciebie, musimy wracać.
Smutno uśmiechnęła się, a chwilę potem kierowaliśmy się do drzwi. W środku oddała mi marynarkę cicho szepcząc 'Dziękuję'. Uśmiechnąłem się zaciągając pięknym zapachem dziewczyny, który był teraz na marynarce. Kiedy zbliżaliśmy się w tłoczniejsze miejsca, objąłem dziewczynę w pasie ramieniem modląc się żeby nie rzuciła mojej ręki. Byłem miło zaskoczony ponieważ nie zrobiła tego. Rozkoszowałem się jej ciepłem ciała, kiedy zauważyłem, iż zbliżamy się do schodów. Mina mi trochę zrzedła bo wiedziałem kto czeka na górze oraz zdałem sobie sprawę, że nadchodzi czas pożegnania.
Na końcu stopni czekali już bracia Scotter's. Widziałem jak na ich twarzach malowała się ulga kiedy zobaczyli przy mnie Katherine.
- Dzięki bogu Kat! - Ed odetchną z ulgą.
- Księżniczko! Kurwa nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem - John ściskał mocno siostrę.
- Księżniczko? - zapytałem się nie ukrywając uśmieszku.
- Johnny lubił mnie tak przedrzeźniać, teraz tak do mnie mówi pieszczotliwie - odparła dziewczyna próbując wyswobodzić z uścisku brata.
- Katherine jest teraz małą księżniczka Jo - mrugną do mnie Ed.
Kat spiorunowała go wzrokiem, a John zareagował głośnym śmiechem.
- Gdzie się podziwialiście przez ten cały czas? - Zaciekawił się starszy z braci.
- Niall wybawił mnie od towarzystwa natrętnych biznesmenów i Daniela - pośpieszyła z odpowiedzią blondynka.
- Dziękuje, dziękuję mój irlandzki przyjacielu - Jo zaczął mnie teraz ściskać - Myślałem już, że będę musiał wpierdolić temu gówniarzowi - na te słowa zareagowałem śmiechem.
- Nie ma sprawy dla mnie to czysta przyjemność - uśmiechnąłem się do dziewczyny, ta słodko się zarumieniła.
Nasza wymiana zdań nie trwała długo bo Scottersi stwierdzili, że muszą się już zbierać. Z utęsknieniem wpatrywałem się w Katherine, kiedy Ed gratulował mi mojej postawy. Prościej tłumacząc, że nie zalałem się w trzy dupy i grzecznie promowałem zespół. Kiedy już pożegnaliśmy się a ja odwróciłem się w stronę parkietu, poczułem czyjąś rękę na ramieniu. To była ona. Delikatnie ucałowała mnie w policzek szepcząc cicho 'Dziękuję za miły wieczór'. Stałem jak wryty, tępo gapiąc się w oddalającą się sylwetkę dziewczyny. Moje serce biło jak oszalałe i nie do końca docierało do mnie co przed chwilą się stało.


'Jest mi nadal bliższa niż ktoś obcy, ale bardziej obca niż ktoś naprawdę bliski.'
 Hiromi Kawakami


~Trzy miesiące później~

~Katherine~
Dziś był ten dzień. Dziś wracałam do szkoły i miałam pierwsze zajęcia. Apel oraz całe oficjalne powitanie uczniów ominęło mnie ponieważ znowu byłam na imprezie promującej wytwórnię. Plan, rozkład sal oraz niezbędne książki dostałam od Edwarda. Właśnie zdenerwowana stałam przed lustrem wpatrując się w swoje odbicie. Jasne, jeansowe rurki, biały długi t-shirt wystawał spod fikuśnie wyciętej jasno-szarej bluzy, w tym samym kolorze apaszka w czarne kropeczki, wysokie czerwone converse oraz tradycyjnie włosy w koczek. Zwyczajna nastolatka idąca do trzeciej klasy liceum. Na pierwszy rzut oka zwyczajna ale tak naprawdę skrywałam w sobie parę tajemnic między innymi nową tożsamość. Bałam się, że z przyzwyczajenia przedstawię się Caroline lub wygadam coś niechcący, czego konsekwencją będą kłopoty.
Z zamyślenia wyrwał mnie John.
- Gotowa?
- Tak...
- Co jest księżniczko? - Jo przytulił mnie delikatnie.
- Nic tylko strasznie się denerwuję. Nowa szkoła, nowi ludzie boje się, że wygadam się albo zrobie coś głupiego.
- Na pewno tak nie będzie! Pomyśl byłaś na trzech bankietach z nami i na każdym z nich spisałaś się świetnie. Nie masz o co się martwić.
- Dzięki - wtuliłam się w brata, a jeszcze na otuchę dostałam buziaka w czoło.
- Dobra koniec tych miłości bo zaraz się spóźnisz! Nie zapomnij lunchu ze stołu i jak będziesz kończyć zajęcia to przyjadę po ciebie. A teraz leć, Ed czeka.
Chwyciłam plecak ucałowałam brata na pożegnanie i już mnie nie było.
W samochodzie Ed rozmawiał cały czas przez telefon umawiając się na jakieś spotkania biznesowe. Mimo, że dopiero jechał do pracy myślami był już w wytwórni. Wyłączyłam się, Rozmyślałam o spotkaniu z Niallem wtedy na tarasie. Od dłuższego czasu się nie widzieliśmy. Miałam nadzieję, że zobaczymy się na ostatniej imprezie, na której powinien promować One Direction ale miał dwa tygodnie wolnego przed nowymi nagraniami i siedział teraz w Irlandii.
Nawet nie zauważyłam kiedy podjechaliśmy pod gmach szkoły.
- No dobra kochana zbieraj się.
- Dzięki Eddy - zaczęłam zbierać się do wyjścia.
- Nie zapomniałaś o czymś ? - wywracając oczami wróciłam się dać buziaka bratu - Powodzenia.
- Przyda się - podziękowałam i pomachałam Ed'owi z drugiego końca ulicy.
Wędrowałam korytarzem do swojej szafki, zostawić niepotrzebne rzeczy i kurtkę. No dobra pierwsza lekcja matma, sala 123 no i teraz zaczynają się schody. 'Gdzie ja kurwa znajdę salę 123?!?'
Mimo wielu problemów odnalazłam salę jak i resztę pomieszczeń w których dzisiejszego dnia miałam zajęcia. Lekcje płynęły dość szybko i nudno. Ludzie nie zwracali na mnie jakoś większej uwagi, z czego bardzo się cieszyłam. Teraz starałam sukając ostatnią salę numer 119, w której miałam mieć język polski. Co za ironia.
Hymm... 116... 117... 118... 119 Tak! 119! Znalazłam! Jeszcze tylko godzina i do domu. Szczęśliwa razem z dzwonkiem weszłam do sali. Wchodziłam jako jedna z pierwszych więc miałam większy wybór miejsca. Ławki były dwu osobowe, mimo to nikt się do mnie nie dosiadł. To są uroki bycia nowym i nikomu nieznanym. Nie miałam komukolwiek toego za złe. Sama nigdy nie lubiłam nowych, a sama przyjaciół nie szukałam.
Lekcja się zaczęła i dłużyła w nieskończoność ... Nagle do sali wpadła dziewczyna. Zaczęła przepraszać profesora za spóźnienie, a ten jak na złość dziewczynie kazał usiąść ze mną. Rudowłosa nie protestując usiadła na wyznaczonym miejscu i szybko zaczęła przewracać kartki książki aby znaleźć temat. Bliżej jej się przyglądając, była naprawdę śliczną dziewczyną. Jasnoniebieskie oczy, wydatne usta. Odcień jej włosów był tak naprawdę ciemnym blondem z refleksami rudawymi co mogło nasuwać błędne wnioski. Była naprawdę niewysoka. Myślałam, że to ja jestem niska bo mam niecałe 163cm, ale ona co najwyżej miała 155cm!
Przyłapała mnie jak się jej przyglądam i spiorunowała mnie krytycznym spojrzeniem od stup do głów. Speszona odwróciłam głowę w stronę tablicy i udawałam, że skupiam się na lekcji.
Nauczyciel męczył ją całą lekcję ale aby nie być zbyt kochanym zadawał nam od groma zadań, które następnie mieliśmy odczytywać. Dziewczyna obok mnie w panice wertowała podręcznik, robiąc zadania z masą błędów. Przy przedostatnim załamała się.
- A, c, d, f, h, b, e, g... - nie wytrzymałam i zlitowałam się, a dziewczyna posłała mi pytające spojrzenie - Odpowiedzi do zadania nad, którym się meczysz.
- To ty jednak mówisz?
- Najwidoczniej tak. Ale skoro nie chcesz to mogę nie podpowiadać.
- To może ty - wskazał na dziewczynę obok mnie - Przeczytasz nam odpowiedzi do zadania 9.
Widziałam, że nie ma zrobionego. Przesunęłam książkę tak aby mogła przeczytać moje odpowiedzi. Ledwo skończyła czytać, kiedy zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec lekcji. Nie czekając na kogokolwiek wybiegłam z sali. 'Tak! Wolność!' Muszę zahaczyć o szafkę i mogę dzwonić po Jo.
Grzebałam w szafce wrzucając wszystko niechlujnie do plecaka, kiedy poczułam klepnięcie w ramię. Odwróciłam się a moim oczom ukazała się dziewczyna od polskiego.
- Hey! Nie zdążyłam ci podziękować za podpowiadanie na polskim. I wybacz, że naskoczyłam na ciebie. Kiepski dzień.
- Nic się nie stało i nie ma za co dziękować, zwykła współpraca - uśmiechnęłam się i wróciłam do poprzedniego zajęcia.
- Facet strasznie się na mnie uwziął z tego tytułu, że mi nie idzie nauka jego przedmiotu - w tym momencie wypadły mi pobazgrane notatki z geografii, prosto pod stopy dziewczyny - Wiydzę, że tu ktoś nie radzi sobie z geografii - odparła podnosząc oraz podając mi kartki.
- Ta trochę, moi bracia mnie za to zabiją.
- Tak jak moi rodzice ukatrupią mnie za polski - spojrzałam ze zrozumieniem na dziewczynę, która opierała się o szafki - Ej! wpadłam na genialny pomysł! Bo widzisz tak się składa, że ja jestem dość dobra z gegry i mogła bym ci pomóc, a ty odwdzięczyłabyś się mi pomocą z polskiego!
- Okey ... To chyba dobry pomysł ... - dziewczynie rozświetliły się oczy a na twarz wstąpił szeroki uśmiech.
- Świetnie tak w ogóle to jestem Joanna!
- Katherine - dziewczyna zaczęła mnie ściskać przyjaźnie.
- Dobra teraz trzeba lepiej się poznać. Choć idziemy na kawę! - nie zdążyłam zaprotestować kiedy Joanna ciągnęła mnie za rękę i wypytywała co lubię robić oraz co robię w Londynie.
Ciepło uśmiechałam się do Joanny dając się jej prowadzić. Nie musiałam się słowem odezwać wystarczyło, że potakiwałam. Mimo iż znałyśmy się od paru minut ona już czytała ze mnie jak z otwartej księgi. Czy to początek nowej długotrwałej przyjaźni ? Sama nie wiem ...


'Człowiek realizuje się tylko w miłości, w niej bowiem, w kształcie krótkotrwałym znajduje obraz swego losu bez jutra.'
 Albert Camus



       _______________________________________________________________________

Mamy rozdział 8.♥! 
Chcę go zadedykować mojej 'Joannie' w końcu się doczekałaś :3
Mam nadzieję, że nie ma błędów jeśli tak to przepraszam, liczę też, że R8 jest dobrym rozdziałem :) Siedziałam nad nim całyyy dzień! Myślę, że i długość jest zadowalająca ;)

Proszę o docenienie mojej pracy i pozostawienie po sobie znaku w postaci komentarza! To naprawdę wiele znaczy i pomaga w pisaniu ♥

Jeśli macie więcej pytań lub chcecie po prostu pogadać, możecie mnie znaleźć na moim Twitter'ze lub na specjalnie utworzonym na potrzeby bloga Facebook'u (link z prawej strony w zakładce 'MOJE STRONY':D )

Love forever and Die together ♥

Love ya,
Adela!

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 7.♥

 ~Katherine~
Ostatnie kilka tygodni zleciało mi w mgnieniu oka. Od czasu załatwiania dokumentów po czas lekcji i zajęć.
Charless okazał się niezwykłym 'artystą', wykonywał swoją pracę z pasją i traktował ją bardzo serio, co lepsze miał niesamowity wpływ na braci Scotter's. 'John twoja osoba, mogłaby łaskawie przesunąć się? Rozmawiam teraz z tym o to moim pięknym dziełem' lub 'Zabierz swoje ego i daj mi oddychać' tak to były jego ulubione stwierdzenia, jednak to 'Mój kochany przyjacielu twoje i moje ego nie mieści się w jednym pokoju, bądź pożyteczny i zrób mi herbatę, tam są drzwi' przebiło wszystko. Podziwiałam ile cierpliwości może mieć w sobie John dla Charless'a.
Zaskoczyło mnie to jak Ritsu różnił się od swojego partnera. Był spokojny i ugodowy, zwracał się ciepło, spokojnie zawsze kulturalnie. Był cierpliwy oraz miał w sobie odrobinę zimnego profesjonalizmu. A kiedy chciałeś coś od Charless'a to wystarczyło ładnie poprosić Ri i w mgnieniu oka masz! Niezwykle na siebie oddziaływują!
Moje pierwsze dni w nowym mieszkaniu w Londynie były z lekka chaotyczne i nijakie. 'Przeprowadzka' a w sumie 'wprowadzka', wyglądała tak: Weszłam do gigantycznej kamienicy, która okazała się domen kochanych braciszków - tak cała kamienica. Zostałam zaprowadzona przez klatkę na trzecie piętro potocznie nazwane mieszkalnym, otwierając drzwi oczom ukazywało się ogromne mieszkanie. Wszędzie były wielkie przestrzenie i od podłogi do sufitu, przeszklone okna. Z lewej strony od wejścia była mała łazienka gościnna, potem duża, otwarta kuchnia a prawdę mówiąc kuchnio-jadalnia bo spora wyspa z krzesłami barowymi typu hoker, były 'wstawione' w nią. Następnie, wyjście na mały taras oraz schody przeciwpożarowe, potem salon z plazmą, x-box'em i innymi zabawkami dla dużych chłopców, szare, niemałe kanapy, dywan, skromne dekoracje, schody do pokoi, szklana szafa na kurtki, buty, tym podobne pierdoły oraz znowu znajdujesz się w punkcie wyjścia. Nie muszę wspominać, że sufit nad salonem był zawieszony na wysokości dwóch pięter, a całe mieszkanie było utrzymane w zimnych szarościach, czerni i w kolorach ecru. Typowe mieszkanie dla facetów. Minimalistyczne i niewymagające pracy przy nim.
Wchodząc po schodkach na 'pięterko' z pokojami pierwsze drzwi po lewej były do pokoju Ed'a, naprzeciwko oazy szatyna był pokój gościnny. Podążając w głąb korytarza mijało się z dwóch stron garderoby, a na samym końcu była sypialnia John'a sąsiadująca z moją.
od sypialniami znajdował się pokój muzyczny John'a. Stała tam perkusja, trzy gitary elektryczne, pare akustycznych, pianino i kanapy.
Na drugim piętrze było 'małe, domowe' studio nagraniowe oraz gabinet ze stosami papierów, zaś pierwsze piętro było siłownią i salą do ćwiczeń. Sala miała 2/3 sian pokrytych lustrami. W rogu były drzwi do składzika, a na drugim końcu pomieszczenia było pełno różnych i różnistych materacy. Cała kamienica robiła ogromnie wrażenie i była naprawdę dużych rozmiarów. Kiedy zapytałam się braci dlaczego, zgodnie odpowiedzieli 'Nie lubimy ciasnych pomieszczeń'.
W ciągu tygodnia nie miałam czasu ani na zwiedzanie Londynu ani na jakiekolwiek rozrywki. Mój grafik był wypełniony zajęciami i zakazami. Pomyślicie pewnie 'Jaka idiotka przecież właśnie przed tym uciekałaś' ale prawda jest taka, że większość zajęć sama sobie wymyśliłam, a zakazy były konieczne jeśli chciałam aby 'przekręt' na siostrzyczkę się udał. Robiłam to co kochałam, no pod małym nadzorem.
Do szkoły mogłam pójść dopiero od września, a był dopiero kwiecień, więc mój dzień zaczynał się od dwóch godzin angielskiego (aby pozbyć się polskiego akcentu), tańców, godziny hiszpańskiego i znów kilka godzin angielskiego. Raz w tygodniu bywałam u Nicol. Czasem namówiła Ed'a i pozwalał mi wyjść z nią na zakupy, przy czym pokazywała mi Londyn i najlepsze miejsca, które koniecznie muszę znać.
Najgorszym nakazem jaki dostałam był ten, który mówił, iż muszę być pod stałą opieką jednego z braci, ewentualnie Nicol. Zdecydowanie Ed jest nadopiekuńczy i choruje na pracoholizm, konsekwencją czego zajmować się mną musiał cały czas John. Nienawidziliśmy siebie nawzajem za to. On cały czas przedrzeźniał mnie słowami 'Pośpiesz się księżniczko' a ja doprowadzałam go do furii specjalnie się ociągając. Raz śmiał się ze mnie na zajęciach tanecznych, nawrzeszczałam na niego gdyż to wcale nie jest takie łatwe na jakie wygląda i sprowokowałam aby pokazał, że umie lepiej. Od tego czasu chodzimy razem na zajęcia i niestety muszę przyznać ze smutkiem - John jest dobrym tancerzem.Mimo to dale robiliśmy sobie na złość i zrodziła się między nami zdrowa rywalizacja.
Pewnego razu przyłapałam John'a jak grał na perkusji. Męczyłam go długo i zgodził się mnie pouczyć, a miłość do tych samych wykonawców oraz muzyki ociepliła nasze stosunki.
Potem jak ucinaliśmy sobie małe pogawędki między zajęciami, kiedy ja byłam 'upierdliwa' jak to stwierdził blondas gdy palił papierosy na tarasie, zadawałam mu mnóstwo pytań i dowiadywałam się wiele ciekawych rzeczy. Między innymi, że John nie jest takim dupkiem jak się wydaje, trochę o Scotter'sach, ich życiu i pracy. Najlepsze z tych rozmów było to gdy szarooki wygadał się pewnego razu, iż bardzo lubi sztuki walki oraz kiedyś parę lat trenował z Ed'em, ale ten potem przerwał na rzecz zajęć językowych. Niezbity fakt o Edwardzie to to, iż zna biegle aż 7 języków, a Johnny 'tylko' takie tam 5. Mimo to Jo kontynuował swoją pasję, także teraz kiedy mi o tym powiedział musiał i tego mnie uczyć. Dzięki temu zamiłowaniu do 'brutalnych rozwiązań' staliśmy się przyjaciółmi. Spędzaliśmy ze sobą całe dnie, a nawet raz usłyszałam od John'a komplement! Tak dobrze usłyszeliście KOMPLEMENT! Dowiedziałam się, że 'Nawet dobra ze mnie uczennica'. Zbiło mnie to z tropu, ale uwielbiam jego wyzywające uśmieszki oraz kiedy wygłupiał się ze mną. Nawet Ed powiedział mi, że Jo tylko ze mną się tak zachowuje i znów jest jak dziecko.
Tak mijały mi ostatnie tygodnie, bardzo pracowicie i w szaleńczym tempie. Mimo to uwielbiałam je! Kocham to co robię, w końcu czuje, że żyje oraz czuję, że nikogo nie zawodzę.

~
- Kat!!! Gotowa? Musimy zbierać się na zajęcia! - John darł się z kuchni - Jeszcze potem mamy zawieść Ed'owi dokumenty, bo geniusz zapomniał ich zabrać.
- Już, już - zawołałam zbiegając ze schodów w biegu ubierając bluzę - Wiesz jakbyś częściej bywał w wytwórni to Edek mógłby mieć trochę więcej wolnego i nie przepracowywałby się tak.
- Nawet ty w to nie wierzysz, przecież to pracoholik - John spojrzał na mnie wymownym wzrokiem, podając mi torbę na zajęcia - Dobra zbieramy się, bo zaraz początek zajęć.
Kiwnęłam tylko głową na znak zgody i skierowałam się do drzwi.
- Hej to moje dresy?! - oburzył się Jo - Co mówiłem o podkradaniu moich rzeczy?!?!?!?
- 'Nie kradniemy dresów John'a' - wyrecytowałam z pamięci - Oj choć przecież nie możemy się spóźnić!
Wypchnęłam brata z mieszkania i zatrzasnęłam za nami drzwi. Johnny zawsze denerwował się kiedy pożyczałam jego ubrania ale ja uwielbiałam dresy należące do niego i nie mogłam się nigdy oprzeć od założenia ich. Owszem były dużo za duże ale to nie było dla mojej osoby problemem!



The Black Keys - Lies
You said the moon was ours
Yeah, you said the moon was ours
To hell with the day
The sunlight is only gonna take love away
Raise up suspicions and…and alibis
But I can see through tear-blinded eyes

Lies, lies, lies
Oh, lies

I got a stone where my heart should be
I got a stone where my heart should be
And nothin’ I do will make you love me
I’ll leave this town break all my ties
There’d be no more use for any disguise

Lies, lies, lies
Oh, lies

I wanna die without pain, yeah
I wanna die, oh, without pain
All this deception I just can’t maintain
The sun, moon, stars in the sky
It’d hurt me too bad if you said goodbye


~Niall~
Wracałem z bufetu wytwórni w ręce trzymając kubek kawy. Zmęczony, na kacu musiałem iść na dywanik do Ed'a. Mój kumpel był wyrozumiały co do 'wybryków', które ostatnio wyrabiałem ale też znał mnie dobrze i wiedział, że coś jest nie tak. Szybko zauważył, iż oddaliłem się od wszystkich, stałem się nieobecny oraz zamknąłem się w sobie. Wiedział także, że coraz częstsze libacje i zaniedbywanie obowiązków są tylko częścią moich problemów, a raczej skutkami ich.
Grzecznie maszerowałem do gabinetu szatyna, sącząc czarną ciesz z kubka, kiedy ją zobaczyłem. Wychodziła właśnie z pokoju niesiona na plecach John'a. Głośno się śmiała i wygłupiała z moim przyjacielem. Ed z szerokim uśmiechem tylko kiwał głową na boki, patrząc na wygłupy brata i nieznajomej. Przyglądałem się im z daleka, lekko wyginając kąciki ust do góry. Kiedy zaczęli tańczyć ich dobry humor udzielił się i mi. W tym momencie zobaczył mnie Ed i wskazał ręką gabinet. Podszedłem do niego i odprowadziliśmy rozbawiona dwójkę wzrokiem.
- Czasami zastanawiam się czy oni naprawdę są moim rodzeństwem - ciężko westchną szatyn.
- Co chcesz? Wydają się bardzo .... Beztroscy ? - odpowiedziałem mu uśmiechając się.
- Jo na starość dziecinnieje - odpar wchodząc wgłąb gabinetu.
Podążyłem za nim i=oraz usiadłem na kanapie naprzeciwko biurka. Przyjaciel jeszcze przez chwilę nerwowo przerzucał jakieś papiery zanim spokojnie usiadł naprzeciwko mnie.
- Tak więc Nialler doszły mnie słuchy, że troszkę ostatnio rozrabiałeś oraz popadłeś w spore konflikty z ludźmi z wytwórni. - mój rozmówca bacznie zmierzył mnie wzrokiem.
Zrezygnowany spuściłem głowę i nerwowo zacząłem bawić się palcami.
- Wiem, przepraszam ...
- Nie przepraszaj mnie tylko siebie. Sobie szkodzisz nie mi. - urwał mi w połowie zdania - Również nie tłumacz się, bo zapewne nie masz nic na usprawiedliwienie swoich czynów - wiedział dokładnie, że nie mam nic na obronę, wolałem się nie odzywać tylko wysłuchać co ma do powiedzenia - Jak wiesz nie jestem twoją matką, także nie jestem tu od robienia ci wyrzutów sumienia i tym podobnych, lecz nie mam zamiaru wysłuchiwać kolejnych słów rzucanych na wiatr.
- Co insynuujesz ?
- Swoje 'drobne przewinienia' będziesz odpracowywać - nie śmiałem się mu sprzeciwić.
Jacyś mało znaczący ludzie z wytwórni lub inne żałosne kreatury, które niby wiedziały więcej o moich problemach i dawały mi 'dobre' porady mogłem obrażać i olewać ale nie Edwarda. Szanowałem go jako przyjaciela, szefa i człowieka. Był inteligentny i znał mnie dobrze, wiedział iż gdzieś wgłębi żałuje tego co się ostatnio dzieję oraz nieudolnie staram się to naprawić. Niestety trafiam na alkohol, który pomaga 'zapomnieć'. Nienawidziłem się za to więc nie dziwne, że bez sprzeciwu przystałem na jego warunki.
- Co mam zrobić?
- Jak zapewne wiesz dzisiaj o dwudziestej jest zorganizowany bankiet powiązany z wytwórnią. Oficjalny obiad, parę zdjęć, trochę interesów - przerwał by spojrzeć mi głęboko w oczy - twoja obecność obowiązkowa.
Wygoiłem usta w grymasie i już chciałem protestować. Nienawidziłem takich spotkań a Ed zdawał sobie z tego sprawę.
- Ale ...
- Nawet nie myśl, że się wymigasz z tego. Razem z rodzeństwem będę tam dzisiaj i oczywiście widzę cię w garniturku oraz nienagannym wyglądem. - stanowczo przerwał moje protesty,a kiedy wychodziłem z gabinetu wraz z cichym 'Dobra' dorzucił - Nie przynieś mi wstydu przed siostrą.
- Siostrą ?
- Tak ta blondynka co była dzisiaj u mnie z Jo, minęliście się na korytarzu - odparł od niechcenia
- A rzeczywiście John coś wspominał na ten temat. Chodziło o to wprowadziła się do was i teraz będzie uczyć się tu ...
- Tak dokładnie
- Więc ona też będzie to ciekawe ... - przyjaciel spojrzał na mnie badawczo - Z tego co widziałem mogę wnioskować, że nie będzie nudno jak zawsze - wytłumaczyłem się szybko, śląc uśmiech do rozmówcy
- Z nimi na pewno nie
- Do zobaczenia - rzuciłem szybko na pożegnanie, nie czekając na odpowiedź.
Zbiegłem po schodach i w pośpiechu ruszyłem samochodem. Do bankietu zostało tylko parę godzin, a ja miałem jeszcze wiele do zrobienia.


 'Czasem dopiero na skrzyżowaniu człowiek zaczyna zastanawiać się - dokąd idzie.'
 Władysław Grzeszczyk


~
20.15 jak zwykle spóźniony! Ed mnie zabije!
W lekkim roztargnieniu wpadłem do budynku, w którym odbywał się bankiet. W tłumie wypatrzyłem resztę chłopaków z zespołu i podszedłem do nich z szybkim 'Cześć'. Od kelnera dostałem lampkę z szampanem i wypatrywałem w tłumie rodzeństwa Scotters. Parę zdjęć, uścisków dłoni, fałszywych uśmiechów i komplementów. Ciągle nie mogłem znaleźć Ed'a, przecieczesz miał być razem z Jo i ich siostrą. Intrygującą dziewczyną. Zrezygnowany dopiłem szampana i podszedłem do baru zamówić whiskey. Odbierając trunek, poczułem klepnięcie w ramię. Odwracając się ujrzałem twarz Zayn'a.
- Siema, masz też dla mnie - powiedział zerkając na moją szklankę.
Kiwnąłem na barmana aby podał jeszcze raz to samo, a po chwili i mój przyjaciel miał trunek.
- Reszta zespołu gada z Scoter'sami, choć przywitamy się puki jesteśmy na chodzie. - Mulat mrugną do mnie.
Odpowiedziałem mu, uśmieszkiem i pociągnąłem spory łyk alkoholu. Zayn przepychał się wśród gości. Nie wiedziałem gdzie mnie prowadzi, dopiero po chwili zobaczyłem resztę przyjaciół. Lou radośnie rozmawiał z jakąś dziewczyną. Stała do mnie tyłem i nie mogłem zobaczyć jej twarzy. Miała na sobie czarną sukienkę, składającą się z dwóch części. Pierwsza czarna gorsetowa część skąpo zakrywała wdzięki dziewczyny, a druga, długa koronkowa pokrywała resztę ciała, wytwornie ale i zmysłowo. Nie miała dużo biżuterii, złote diamentowe kolczyki w uszach oraz taki sam pierścionek. Blond włosy upięła w nieładzie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że 'to ona'. W innym wydaniu ale ona...
- Zayn! Niall! Jak się cieszę, że was widzę - z zamyślenia wyrwał mnie Ed.
Przywitałem się z przyjaciółmi, a Jo zaczął przedstawiać swoją siostrę. Odwróciła się, a mi ugięły się nogi. Miała piękne, głębokie, zielone oczy teraz lekko przydymione z dokładnie wytuszowanym wachlarzem rzęs. Uśmiechała się ciepło w moją stronę. Była pierwszą dziewczyną, która z jakiegoś nieznanego mi powodu tak na mnie działała.
- Katherine to Niall
Zayn klepną mnie dyskretnie w bok, żebym przestał się gapić i przedstawił się.
- Niall, miło poznać.
- Katherine, mnie również.


'Miej odwagę popełniać błędy. Rozczarowania, porażki, zwątpienie to narzędzia, którymi posługuje się Bóg, by wskazać nam właściwą drogę.'
 Paulo Coelho

   ________________________________________________________________________

Tak więc nadchodzę z rozdziałem 7♥!
Wiem, że z poprzednimi dałam trochę klapę, za co przepraszam oraz mam nadzieję, że tym razem jest lepiej i zrekompensowałam to długością rozdziału jak również jego jakością.

Jeśli czytasz bądź taki kochany i zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Nawet te z anonima bardzo ciesą!  ♥

Z okazji świąt życzę Wam wszystkiego najlepszego oraz dobrego!

Jak zawsze możecie mnie znaleźć na moim Twitter'ze lub na specjalnie utworzonym na potrzeby bloga Facebook'u (link z prawej strony w zakładce 'MOJE STRONY':D )

Lots of love,
Adela

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 6.♥

~John~
- Caroline! Wyłaź z tej łazienki! - dobijałem się do drzwi - Zaraz przyjeżdżają Chales i Nicol!
Szatynka otworzyła drzwi oraz zawinięta w szlafrok hotelowy, podreptała do Eda.
- Jak spałaś wyskoczyłem na chwilę i kupiłem ci parę rzeczy na zmianę - brat uśmiechną się do księżniczki podając jej torby z kanapy - Powinny być dobre.
- Dziękuję - szepnęła dziewczyna i zniknęła za drzwiami sypialni.
Nadal sądzę, że to nie najlepszy pomysł z zabieraniem jej do naszego domu w Londynie. Całe to mieszanie się oraz ingerowanie w czyjeś życie musi mieć swoje konsekwencje i wcale nie będzie potem za wesoło.
Ale mój brat podjął już decyzję, a sam fakt, że księżniczka nie chce wracać tylko go w tym utwierdził. Mimo mojego sprzeciwu, obydwoje swoje wiedzieli i na jakikolwiek odwrót było już za późno. Decyzja padła a Charles i Nicol lada chwila mieli tu być.
- Coś ty taki skrzywiony? - z zamyśleń wyrwał mnie brat - Pogódź się wreszcie, że ona jedzie z nami i przestań wszystko komplikować.
- Ja niczego nie komplikuje - bacznie obserwowałem Eda - Jak chciałeś tak zrobiłeś, ja się nie odzywam.
- Właśnie. Nie odzywasz się i siedzisz cały czas wkurwiony. Trochę się znamy to też wiem kiedy coś jest nie tak John.
- W tej sytuacji wątpię aby cokolwiek było dobrze - szatyn wywrócił oczami - Pomijając to tylko jedna rzecz nie daje mi spokoju - podszedłem do rozmówcy - Skoro twoim zdaniem, wszystko jest w jak najlepszym porządku to dlaczego księżniczka nie chce wracać do domu?
Patrząc głęboko w oczy Eda widziałem, że nie wie jak ma mi odpowiedzieć na pytanie. Nie chciałem słuchać jego tłumaczeń i wyszedłem z pokoju przejść się, cicho rzucając obojętne 'Idę zapalić'.


'Nie zawsze rozumiemy to co dzieje się wokół nas. Boimy się spojrzeć prawdzie w oczy, przez co często nam umyka jak nie wiele nam do szczęścia potrzeba.'
Adela


~Niall~
Siedziałem, rozwalony na kanapie w salonie, skacząc z jednego kanału na drugi. Nic nie było ciekawego. Poranna telewizja, a raczej poranny debilizm jakiego wszędzie pełno. Zniesmaczony wyłączyłem telewizor i zacząłem wpatrywać się w sufit. Opadłem niżej, zatapiając się w poduszki. 'Tik tak, tik tak, życie ci umyka między palcami człowieku!' Prychnąłem na myśl swojej inteligencji. Siedzę wpatrując się w jakże ciekawy biały sufit, bijąc się ze swoimi myślami i użalając się nad sobą 'Co za ironia'. Nie dość, że ze wszystkimi się kłócę i zaczynam niebezpiecznie zatapiać swoje smutki w alkoholu, to jeszcze zaczynam ... umierać? Tak dokładnie ... umierać. To najlepsze określenie. Człowiek który traci cząstkę siebie nie jest już taki sam. Zaczyna tracić duszę, a po stracie jej jest niczym. Po prostu umiera. Tak właśnie się czuje. Jakby powoli każda cząsteczka mojego ciała umierała. Ja rozkładam ręce z bezsilności bo nie potrafię już sobie z tym poradzić.



'Jeden i ten sam obiekt w jednej i tej samej chwili może być tylko w jednym miejscu. Dowiódł tego Einstein. Dowiódł, jak bezgranicznie beznamiętna i samotna jest rzeczywistość.'
Haruki Murakami



~John~
Spacerowałem jakimiś uliczkami niedaleko hotelu, spokojnie zaciągając się dymem tytoniowym. Głęboki wdech i wydech. Powoli ochłonąłem z całej tej sytuacji. Nagle poczułem wibracje telefonu. Już miałem odrzucić połączenie, święcie przekonany, że to mój braciszek dzwoni, kiedy zobaczyłem, iż to Nialler.
- Co się stało, że sam Niall Horan do mnie dzwoni??
- Cześć, też miło cię słyszeć - oburzył się Irlandczyk - Kiedy wracacie ?
- Jeszcze trochę nam zejdzie - zniesmaczoną miną spojrzałem w stronę hotelu, gdzie aktualnie jest Ed, księżniczka i prawdopodobnie cała reszta hołoty - Co jest ?
- Nie nic tak tylko się pytam ...
- Łżesz, znam cię Nialler i wiem kiedy coś jest nie tak - ściągnąłem brwi, skupiając się na każdym jednym słowie przyjaciela - Gadaj co się dzieje.
- Po prostu wszystko mnie denerwuje, nic się nie układa! Pokłóciłem się z ludźmi z wytwórni, jest mi źle i mam już tego wszystkiego dosyć i ... - usłyszałem głuchy krzyk z drugiej strony - Johnny ... ratuj ...
- Okey rozumiem - przybrałem stanowczy ton - Nialler posłuchaj mnie uważnie, zbierasz się z podłogi, ogarniasz swoje szanowne cztery litery i za dwa dni masz opierdol od mnie i Ed'a oraz idziemy na duuuuże piwo gdzie wszystko mi wyśpiewasz. Zrozumieliśmy się ?!
- Skąd wiedziałeś, że właśnie leże na podłodze w pokoju - usłyszałem żałosny i rozgoryczony szept przyjaciela.
- Nialler znamy się trochę prawda ? Teraz ogarnij się bo nie mam zamiaru potem ratować twojej upośledzonej dupy.
W odpowiedzi usłyszałem tylko gorzki śmiech Irlandczyka.
- Dziękuję p r z y j a c i e l u - dodał weselej lecz z nie ukrywaną nutką ironii - Powiadasz duuuuże piwo, jestem w stanie się na to zgodzić. A tak nawiasem co wam się tak przeciąga? Z tego co mi mówiłeś, mieliście wracać dzisiaj.
- Ta mieliśmy...
- Co narozrabiałeś znowu?? - dopytywał się, prześmiewczo.
- Bardzo śmieszne ale tym razem to nie byłem ja tylko Ed.
- Poczekaj bo uwierzę.
- Co jest z wami wszystkimi?! - Zdenerwowałem się - Nikt mi dzisiaj nie wierzy!
- Okej, okej. Spokojnie, powiedz co się stało.
- Ach, szkoda gadać. - zrezygnowany, nerwowo pocierałem skronie.
- Coś czuję, że nie tylko mi przyda się to piwo.


'Morze, zapewne wskutek zawartej w nim soli, nadaje szorstkość zewnętrznej powłoce swych sług, lecz zachowuje słodycz ich ducha.'
Joseph Conrad


Wszedłem do pokoju hotelowego, a moim oczom ukazał się mój brat rozmawiający z Charless'em na kanapie. 'Zapewne uzgadniają szczegóły dokumentów' Zaraz obok nich siedziała Nicol pogodnie rozmawiająca z Ritsu. Głośniej niż chciałem zatrzasnąłem za sobą drzwi, czego konsekwencją było zwrócenie na siebie uwagi czterech par oczu.
- O John dobrze, że już jesteś! - przywitał mnie brat, wskazując miejsce koło siebie.
Grzecznie podszedłem i przywitałem się ze wszystkimi. Na pierwszy ogień szła Nicol. Mogłem się tego spodziewać bo to w końcu Nicol ale przywitała mnie ze słowami 'Johnny! Przystojny jak zawsze' i ściskając mnie przyjaźnie, nie odmówiła sobie złapania mnie za tyłek. Widząc moją oburzaną minę rzuciła tylko 'Co jest przystojniaczku?' z figlarskim uśmieszkiem. Dalej na lini ognia był Charless. Miał w zwyczaju dawać tak mocje uściski, że brakło tchu lub miażdżyło płuca. Nie muszę wspominać, iż nie obyło się bez tego i tym razem. Następny był Ritsu. Uścisnęliśmy sobie przyjaźnie dłonie, a Ri na ucho powiedział mi parę słów przeprosin za swojego chłopaka. W odpowiedzi tylko uśmiechnąłem się blado i przysiadłem się na kanapie koło brata.
- Tak więc pomyślałem, że powinieneś wiedzieć od dziś mamy siostrę.
- Słucham? - wryło mnie w kanapę.
Myślałem, że się przesłyszałem. Mrugałem szybciej niż za zwyczaj, a w gardle rosła wielka gula. Nie mogłem skleić poprawnego zdania.
- Ale kiedy ... Ja ... ja ... Jak ?
- Normalnie załatwiamy z Charless'em dokumenty, w których Caroline będzie naszą siostrą. Załatwiłem też pod twoją nieobecność część jej zajęć i szkołę. Troszeczkę po manipulowaliśmy nad jej wyglądem i proszę bardzo mamy siostrzyczkę! - brat uśmiechną się do mnie głupkowato.
- Aha to świetnie. Powiedz mi tylko jak wyjaśnisz wszystkim, że znikąd mamy prawie pełnoletnią siostrę?
- Braciszku nie przejmuj się tym, to też jest już załatwione.
- Nie przejmuję się tylko pytam - bacznie obserwowałem Ed'a, który najwyraźniej nic sobie nie robił z tej całej sytuacji.Żyje w twierdzeniu, że wszystko da się załatwić. Jak na razie nie dał mi ani jednego przykładu, kiedy by nie udało mu się czegokolwiek doprowadzić do końca.
- Więc historia przedstawia się tak. Katherine mieszkała dotychczas z naszymi rodzicami ale ci mieli tragiczny wypadek. Niestety zginęli, czego konsekwencją jest to, że jej starsi bracia muszą się ją zaopiekować i dziewczyna przeprowadza się do nich mieszkania w Londynie oraz tam kontynuuje naukę.
- Aha.
- Aha? Serio tylko powiesz aha?? - oburzył się Ed
- Nie denerwuj się braciszku bo pikawa ci trzaśnie - posłałem mu głupkowaty uśmieszek - A w tej sprawie faktycznie nie mam nic więcej do dodania. Spisałeś się na 6+ powinieneś zacząć pisać książki.
Dla dodania większej ironii mojej wypowiedzi oderwałem się od kanapy, prostując się na miejscu podpierając brodę ręką i zakładając nogę na nogę.
- Już widzę te nagłówki, tęczę, spoty reklamowe, gwiazdy, lans, wino, dziwki i inne używki - Patrzyłem w sufit teatralnie zamachując się ręką.
- Zawsze wiedziałam, że jesteś porypany i zapewne dla tego kobiety cię kochają - wtrąciła Nicola z kokieteryjnym uśmiechem.
Posłałem jej figlarskie oczko, szczerząc ząbki do brata, który był wyraźnie zdenerwowany całą sytuacją. Pozostali osobnicy w pokoju całe zajście komentowali tylko śmiechem.
- Skoro budzi się w tobie dupek znaczy, że dochodzisz do siebie. Świetnie - Skwitował mnie brat - Teraz prezentacja dzieła - Uśmieszek trochę mi zbledną - Nicol skończyłyście ?
- Idę sprawdzić co z moim dziełem sztuki! - Dziewczyna klasnęła w ręce i radośnie pobiegła do drugiego pokoju.
- Jesteś peny, że dając jej kompletną wyłączność nad wyglądem dziewczyny to słuszna decyzja? - Zaciekawił się Charless.
- Nie jestem pewien - śmiertelnie, poważnym tonem burknął Ed, wyglądając za dziewczyną.
Ja momentalnie zbladłem. Co jak co ale Nicol wpadała na pomysły tak powalone, że sama Lady Gaga nie pogardziła by nimi. Bałem się, że za chwilę za drzwi ujawni się jakieś monstrum z różowymi włosami.
- Powaliło cię ... - marnie wydukałem, a cała nasz czwórka słabo przycupnęła na kanapie.
Jak durnie wpatrywaliśmy się w drzwi, spodziewając się najgorszego. Gdyby spojrzeć na nas z boku to można by rzec 'Czwórka wystraszonych, chłopaczków, siedząca w rządku czekająca na opierdol od mamusi' Nieszczęsny czas strasznie się dłużył a ja nawet bałem się zastanawiać co mogę zaraz zobaczyć. 'Możecie mi uwierzyć na słowo nie jestem na to gotowy!' I rzeczywiście nie byłem. Zatkało mnie.
Po chwili za drzwi wyszła Nicol witając nas słowami 'Ta da' a za jej pleców wyłoniła się postać Kat jak się domyślam. Pierwsza uderzająca rzecz to krótsze włosy. Z długich do pasa miała teraz trochę za ramiona a przede wszystkim była BLONDYNKĄ ! I to jaśniutką.
- O mój boże! Ona wygląda normalnie! - Wyrwało mi się kiedy podeszliśmy do Księżniczki i bacznie ją oglądaliśmy.
- A co ty myślałeś, że zrobie z niej nową Lady Gagę ?
- Ja? Nie no skąd, że! Nigdy - Nicol spojrzała na mnie wymownie.
Wszyscy wiedzieli, iż kłamię bo nawet ja sam sobie nie wierzyłem.
- Eh, nie ważne - westchnęła Niki - Tak więc panowie, musiałyśmy skrócić i rozjaśnić włosy ale to chyba zauważyliście - bacznie dziewczyna nas zilustrowała, a my tylko grzecznie, kiwnęliśmy głowami -Car ma za ciemne oczy do niebieskich soczewek więc wybrałyśmy zielone, ale to nie problem bo do waszej historyjki możecie dodać, że macie błękitnoszare oczy po ojcu, a Caroline zielone po mamie i wszystko gra! Wracając do metamorfozy, to troszeczkę zmieniłyśmy brwi oraz dokleiłam rzęsy. Ogólnie takie tam drobiazgi, których wy i tak nie zrozumiecie - zadziorsko się do nas uśmiechnęła - Myślę że to tyle z mojej strony.
- Nicol jesteś genialna - Pochwalił ją Ed
- No co do stylu to też już wszystko mamy ustalone. Umówiłyśmy się, że jak zajedziecie do Londynu wpadnie do mnie odebrać parę rzeczy i idziemy na zakupy.
- Więc szatańskie plany zniszczenia świata macie już opracowane? - Zapytałem weselej, niż chciałem.
Niki tylko posłała mi jednoznacznie spojrzenie, a Caroline wypowiedziała nieme 'Oczywiście'.
- Okey Charles, Ritsu teraz wasza kolej popisu! - pisnęła radośnie Nicol.
Szczerze? Podobała mi się nowa zmiana wyglądu. Zapominałem czasami, że Niki ma taki talent. Z niczego nie byłaby okrzyknięta 'Władczynią postaci'. Potrafiła w przeciągu godziny zmienić człowieka nie do poznania. Księżniczka była tego najlepszym przykładem. Gdybym nie wiedział, że to ona nie poznałbym jej. Ale to chyba dobrze, bo przecież o to chodziło.


'Cynizm jest to udana próba zobaczenia świata, jakim jest on w rzeczywistości.'
Jean Genet


~Caroline~
Patrzyłam na siebie w lustro i nie widziałam już tej samej postaci. Dziewczyna, którą obserwowałam w lustrze była krótkowłosą blondynką z zielonymi oczami. Już nie byłam szatynką z czarnymi oczami. Nie miałam siostry tylko dwóch braci. Nie miałam już więcej rodziców. Nie jestem nigdy więcej polką, teraz pochodzę z Anglii. Nie miałam już starych znajomych. Będę za nimi tęsknić, ale nie żałuję podjętej decyzji. Nie jestem już sobą, dawną, słabą Caroline Padlock. Nigdy więcej ... Nigdy już nią nie będę... I nie chcę, nie będę tęsknić za Caroline. Teraz witam nową siebie i nowe życie jako Katherina Scotter.
- Kat choć pożegnać się z Niki nie odpuści ci a już jedzie do Londynu i idziemy opić całe zajście, więc zbieraj się - Z zamyśleń wyrwał mnie John.
Uśmiechnęłam się ciepło do swojego odbicia w lustrze i poszłam pożegnać się z moją nową przyjaciółką.
Wychodząc z pokoju zerknęłam ostatni raz na lustro 'Żegnamy się, już ostatni raz jestem tu jako Caroline Padlock. Teraz witam świat będąc Katherine 'Kat' Scotter' Szerzej odsłoniłam szereg białych ząbków. Chwyciłam czarną, skórzaną kurtkę, którą kupił mi Ed i już mnie nie było.


'Czym jest człowiek, jak nie garstką wspomnień i odrobiną teraźniejszości? Nędznym wspomnieniem tego kim się było, jest i będzie? Pomyśl jak by to było gdybyś startował z czystą kartą'
Adela


    _______________________________________________________________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
Przepraszam, że rozdział 6 dodaję dopiero teraz ale naprawdę nie miałam ani trochę weny. Z tego i z poprzedniego rozdziału jestem tak sobie zadowolona, a szczerze mówiąc prawię w ogóle ich nie lubię. Widać też to w waszych komentarzach! Mam nadzieje, że będzie lepiej i z waszym zapałem do komentowania i z moją weną!
A teraz w ramach przeprosin za czekanie podrzucam wam skan obrazka, który narysowała moja przyjaciółka Miśka 'Charless i Ritsu'. Ona też pomagała mi z imionami i wyglądem postaci. :D Dziękuję jesteś wspaniała!! :3 ;*


Jak zawsze możecie mnie znaleźć na moim Twitter'ze lub na specjalnie utworzonym na potrzeby bloga Facebook'u (link z prawej strony w zakładce 'MOJE STRONY':D )
Następny rozdział planuję dodać TERMINOWO! Bez obaw ;)


♥ Dostałam również nominacje do Libster Award i Verstatile Blogger Award.
Szybciutko o co w tym chodzi. A rozchodzi się o to, że blogerzy nadają ci te nominacje jeżeli uważają, że na to zasługujesz. Zadają na swoim blogu 11 i 10 (w tym przypadku) pytań. Ty musisz odpowiedzieć na te pytania zadać swoje i mianować 11 i 10 (W.T.P.) blogów oczywiście bez tego bloga, od którego dostałeś nominację! Nie muszę wspominać, że powinno się poinformować o bloggerów o tym, iż nominowało się ich :)

♥ Więc ja serdecznie za obydwie nominację dziękuję http://niall-let-me-hug-you.blogspot.com/

 Niestety zanim zdążyłam zobaczyć pytania zdążono je już usunąć ;C Więc napiszę coś od siebie, trochę krócej żeby was nie zanudzać ! :)
1. Jestem Directioner prawie rok.
2. Nazywam się Adriana.
3. Mam starszą siostrę.
4. Moim ulubionym kolorem jest pomarańczowy i fioletowy (nigdy nie mogę się zdecydować xD)   
5. Ze słodyczy najbardziej przepadam za gorzką czekoladą (ale tylko z Wedla ;d)
6. Mam 17 lat.
7. Moim hobby jest malowanie i robienie zdjęć (ale się do tego nie przyznaję więc ciiiii)
8. Zawsze chciałam mieć goldena retriwera z brązową sierścią i różowym noskiem :3
9. Moim ulubieńcem z 1D jest Niall ale całą resztę kocham tak samo jak Irlandczyka.
10. Uwielbiam podróżować ♥
11. Moim największym marzeniem jest zjechać cały świat a potem napisać o tym książkę, która stanie się bestselerem :3

♥ Moje pytania dla nominowanych:
1. Jak się nazywasz? (imię)
2. Ile masz lat?
3. Jak długo jesteś w 1DFamily?
4. Masz rodzeństwo?
5. Ulubiony kolor?
6. Ulubiona liczba?
7. Jakie masz hobby?
8. Ulubiona piosenka?
9. Największe marzenie?
10. Ulubiony przedmiot w szkole?
11. Kim chcesz zostać w przyszłości?

♥ Blogi, które nominuję:
1.http://every-time-i-close-my-eyes-paradise.blogspot.com/
2.http://heywildwind.blogspot.com/
3.http://blackandwhite1d.blogspot.com/
4.http://be-irish-girl.blogspot.com/
5.http://and-be-with-me.blogspot.com/search?updated-min=2013-01-01T00:00:00%2B01:00&updated-max=2014-01-01T00:00:00%2B01:00&max-results=1
6.http://opowiadaniemyworlsmyeyes.blogspot.com/2013/01/rozdzia-vii.html
7.http://onedreeeam.blogspot.com/
8.http://love-you-more-than-this-1d.blogspot.com/
9.http://toloveoveragain.blogspot.com/
10.http://existsonlyforyou.blogspot.com/
11.http://www.i-will-be-your-shadow.blogspot.com/

Jednocześnie zapraszam do poczytania naprawdę świetne blogi! Osobiście czytam i polecam :3


CZYTASZ = KOMENTUJESZ 
To naprawdę pomaga w pisaniu.
Za wsparcie i mobilizacje wielkie buziaki dla @Give_Me_Narry ♥

Lots of  love,
Adela

piątek, 1 marca 2013

Rozdział 5. ♥

~John~
Ed gdzieś polazł i kazał mi siedzieć z dziewczyną! Cały czas była nieprzytomna, a ja miałem jej pilnować. Jak ten debil siedziałem w fotelu hotelowym, naprzeciw łóżka i wpatrywałem się w obiekt moich problemów. Po pierwsze księżniczka spała od 6 godzin i nie ruszyła się ani o milimetr! Gdyby nie to, że jej klatka delikatnie się unosi i opada, mogłaby być spokojnie być trupem. Po drugie JEST UPROWADZONĄ DZIEWCZYNĄ!! Z tego mogą być tylko problemy! 'Czy tylko ja nie postradałem umysłu?' Ciągle nie chce mi się wierzyć w głupotę mojego brata, który wszedł właśnie do apartamentu. Wyszedłem mu na spotkanie.
- Co z nią ?
- To samo co przed godziną. Śpi.
- To dobrze - stwierdził Ed, rzucając na kanapę jakieś torby.
- Możesz mi powiedzieć co cię podkusiło w zabraniu dziewczyny? - bacznie obserwowałem mojego brata.
- Przecież już o tym rozmawialiśmy, nie widzę potrzeby wracania do tego.
- A ja owszem Ed! - mój rozmówca spojrzał na mnie wymownie - Okej, okej przepraszam. Ale znikąd zakładasz, że dziewczyna jest mądra i masz już pewien plan objęty, ale ona jest ładna! W dzisiejszych czasach inteligencja i uroda wyklucza się ! - machnąłem teatralnie ręką.
- Wiem z kim robię interesy kochany braciszku - szatyn zadziorsko uśmiechną się do mnie. Wiedział, że nienawidzę kiedy tak do mnie mówi - Jej ojciec zadłużył się u nas, ponieważ pchał dziewczynę na najlepsze studia z medycyny w kraju - obejrzał mnie od stup do głów - Wiesz Ty też jesteś niczego sobie, a zarazem jesteś inteligentny. Jakoś istniejesz w ''dzisiejszych czasach'' tylko skrywasz się pod osłoną dupka,  stąd wnioskuję, że dziewczyna też może być takim ''niezwykłym'' wyjątkiem - założył ręce na klatkę piersiową, lekko opierając się o kanapę, szyderczo się do mnie uśmiechając.
Wkurzony stałem, świdrując brata wzrokiem. Nie mając argumentów na dalszą kłótnię, odwróciłem się na pięcie i podążyłem do pokoju w którym leżała dziewczyna.


   ' A dlaczego życie miałoby się zastanawiać nad człowiekiem? I nie musi mieć wcale naszego przyzwolenia. To jest tak samo jak ze snem. Śni się pan sobie, mimo że nie chciałby się pan śnić. I nieraz śni się pan, jakby pan nie chciał, chociaż to pański sen. I nie ma pan także wpływu na to, jak się pan komuś śni. A czymże innym jest życie?'
Wiesław Myśliwski


~Caroline~
Głośne trzaśnięcie drzwi. Ktoś z impetem i wściekłością wpadł do pokoju, w którym leżałam. Wzdrygnęłam się. Zacisnęłam ręce w pięści i mocjo je do siebie przytuliłam. Słyszałam jak ktoś wymija łóżko i ociężale opada koło mnie. Podniosłam w wzrok i zobaczyłam niebieskookiego, ciemnego blondyna.
- Też cię kocham braciszku! - doszedł mnie znajomy głos zza drzwi, lecz nie mogłam sobie przypomnieć skąd go znam.
- Spierdalaj! - wydarł się blondyn i nerwowo przeczesał ręką swoje włosy.
Znajomy głos odpowiedział tylko śmiechem. Odwróciłam delikatnie głowę w stronę drzwi, uśmiechając się lekko. Poczułam na sobie wzrok. Miałam rację. Mój towarzysz wpatrywał się we mnie swoimi niezwykłymi, niebieskimi oczami. Przyglądałam się mężczyźnie. Młody, przystojny siedział przygarbiony z dziwnie zwieszoną głową w moją stronę.
- Obudziłaś się wreszcie księżniczko - miał spokojny, przyjemny głos. Nic nie odpowiedziałam nie mogłam.
Z niewiadomych powodów nie czułam strachu ani nie bałam się zupełnie obcych mi osób. Zastanawiałam się tylko jak tu się dostałam i co się stało. W głowie miałam mętlik oraz ciężko mi się kojarzyło fakty, byłam jeszcze odurzona.
Mój towarzysz jakby czytał mi w myślach, podszedł do małej lodóweczki w szafce, pokoju i wyciągną z niej butelkę wody. Podniosłam się do pozycji siedzącej lecz trochę za szybko bo głowa zaczęła mi pulsować. Usłyszałam trzask otwieranej butelki.
- Napij się to powinno pomóc - kiedy bez słowa wzięłam wodę i upiłam z niej kilka łyków, blondyn podszedł do drzwi - Ed, obudziła się.
W chwilę potem w pokoju pojawił się (jak się domyślam) właściciel znanego mi głosu. Był wysokim szatynem o szaroniebieskich oczach. Uśmiechną się ciepło, podchodząc do mnie i przysiadając się na krawędzi materacu. Blondyn stał z założonymi rękoma oparty o framugę drzwi bacznie obserwując każdy mój ruch.
- Jak się czujesz ? - dopytywał się szatyn, a ja tylko przenosiłam wzrok z niego na blondyna i z powrotem na niego. Zauważył to i szybko dodał - Jestem Ed a to mój brat John. Nie musisz się nas bać nic ci nie zrobimy.
- Nie boję się was.
John szyderczo prychną i dodał:
- A powinnaś.
Ed skarcił go wzrokiem.
- Nie słuchaj go, ostatnio gorzej z nim.
- Idę zapalić - rzucił blondyn i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
- Musisz zrozumieć John'a jest trochę wybuchowy, dusza buntownika - prześmiesznie zaakcentował te słowa szatyn i teatralnie poruszył brwiami.
- Słyszałem to! - John wydarł się za drzwi.
- Nie denerwuj się kochanie moje! Ja tylko naszej nowej koleżance przedstawiam nas i twoje ego - z uśmieszkiem odkrzykną Ed.
- Dupek ! - doszło do nas za ściany.
- Wy zawsze tak się droczycie ?
- Zazwyczaj, uwielbiam kiedy mój brat się irytuje - szatyn z drzwi, przeniósł wzrok na mnie dalej lekko się śmiejąc.
Odwzajemniłam uśmiech. Wydawało mi się, że skądś znam Ed'a. Czym bardziej się nad tm zastanawiałam
tym bardziej nie mogłam sobie przypomnieć. Z zapewne bardzo głupią miną przyglądałam się mężczyźnie bo z równie inteligentną miną dopytywał się:
- Co jest ?!?
- Wydaje się mi, że już się kiedyś spotkaliśmy.
- No bo spotkaliśmy się! Nie pamiętasz już jak wpadłaś w moje ramiona wyznając mi miłość?! - z szyderczym uśmieszkiem spoglądał na mnie - Jeny jak zbladłaś - zaniósł się głośnym śmiechem - Nie a już tak na poważnie to ja wyciągnąłem Cię z Vana i 'wybawiłem' od oprawców.
Powoli wszystko zaczęło wracać. Powrót do domu. Atak. Odzyskanie przytomności w Vanie. Ed. Wszystko.
Skuliłam się w kłębek oraz zaczęłam się trząść jak małe bezbronne dziecko. Nawet nie wiem kiedy łzy zaczęły mi ciec po policzkach. W tym momencie wszedł John.
- Coś ty jej zrobił ?!
- Ja? Nic! Ja tylko rozmawiałem ...
- Debil. Mała nie rycz. Ciiiii już dobrze - John usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem, drugą ręką ładził moje długie włosy - Wiem, że mój brat to debil ale żeby od razu ryczeć z tego powodu?
Mimowolnie uśmiechałam się przez łzy. Zapach dobrych męskich perfum i dymu tytoniowego na Johnie uspokajał mnie. Wtulona w jego umięśnione ciało powoli przestałam płakać. Edward z przepraszającą miną wpatrywał się we mnie.
- Wybacz nie chciałem.
- To nie twoja wina.
John nie przestawał delikatnie gładzić mojego ramienia. Szatyn ciepło się uśmiechał do mnie.
Mimo buntowniczej i złowrogiej maski jaką przybierał blondyn był kochanym człowiekiem, czułam to.
- Dzięki kochany jesteś, nic się nie stało - wytarłam ręką oczy i wyprostowałam nogi - jest już dobrze.
Niepewnie podniosłam wzrok na Edwarda, który właśnie z dziwnym uśmiechem przyglądała się bratu.
- Kochany jesteś - powiedział szatyn nieobecnym głosem, szerzej ukazując szereg białych zębów.
John na te słowa wzdrygną się i spiął wszystkie mięśnie. Szybko zabrał rękę oraz podniósł się z miejsca. Spiorunował brata wzrokiem i stwierdził.
- Pojebało was. Was oboje - akcentował oschle każde słowo - Skąd ten pomysł ?? Po prostu nie lubię jak jakaś małolata ryczy! Lepiej? - spojrzał na mnie - To świetnie, ja się nie mieszam.
Oburzony podszedł do tej samej lodóweczki co wcześniej oraz wyciągnął z niej puszkę coli. Otworzył ją od niechcenia, opierając się biodrem o mebel i upił parę sporych łyków napoju, uciekając od naszych spojrzeń.
- Wracając do tematu - odchrząkną Ed - Nie przedstawiłaś się.
- Jestem Caroline - wyszeptałam cicho.
- Caroline ...? - zainteresował się John.
- Caroline Padlock
- Hymm... ciekawe. Tak więc Caroline Padlock zbieraj się odwozimy Cię do domu - odparł blondyn, odstawiając puszkę i kierując się w stronę drzwi.
Momentalnie ogarnęła mnie panika. Miałam wrócić do domu i znów być tym cieniem człowieka?!? Znów nienawidzić siebie. Nie chciałam tego. Z nimi nie czułam się jak czarna owca rodziny i nie czułam tego, że ich zawodzę. Nawet nie wiem kiedy wyrwało mi się:
- Ale ja nie chcę wracać.
W tym momencie bracia przenieśli swój wzrok na mnie. Ed z triumfalną miną poklepał zdezorientowanego Johna po ramieniu.
- To chyba tą sprawę mamy załatwioną - szatyn pokrzepiająco zerkną na mnie - Więc teraz kwestia nowej tożsamości, paru dokumentów i nowego wyglądu. Jak chcesz się nazywać teraz słoneczko?
- Jak to ? - nie mogłam się połapać w obrocie spraw.
- Jesteś uprowadzoną dziewczyną i musimy załatwić ci nową tożsamość jeśli nie chcesz wracać do domu. A jesteśmy na tyle uprzejmi i dajemy ci wybór księżniczko.
- John daruj sobie zgryźliwości - skarcił go brat.
- No co tak prawda.
- Katherine - z przekomarzań wyrwał ich mój szept.
- Kat, nieźle - John dziwnie wgiął usta - Teraz trzeba zadzwonić do Charlesa i Nicol.
- Po pierwsze Katherine a nie Kat, i jaki Charles i Nicol?I co niby miałabym robić ?
- Schowaj pazurki księżniczko - blondyn szyderczo się uśmiechnął i rozsiadł się na fotelu w rogu pokoju - dowiesz się w swoim czasie.
- Nie przejmuj się nim, focha się za 'kochanego' - pokiwał zrezygnowany głową Ed - Oni pomogą nam z nową twoją tożsamością. Idę zadzwonić i błagam nie pozabijajcie się w tym czasie.
Johnny ryjąc nosem w jakiejś gazecie tylko uniósł kciuk do góry na znak zgody, a ja smutno kiwnęłam głową , bawiąc się końcem kołdry.
Ciężko wzdychając, szatyn wyszedł z pokoju grzebiąc w telefonie.


'Aby istnieć, trzeba mieć wokół siebie rzeczywistość, która trwa.'
Antoine de Saint-Exupéry


~John~
- Charles... - wyszeptała dziewczyna, kładąc się na łóżko, wpatrując się w sufit.
- Charles McMuffin to rudy murzyn z Irlandii, który z pochodzenia jest Meksykaninem ale został adoptowany przez irlandzką rodzinę. Jego biologiczni rodzice byli mafią, skąd miał przydomek 'Mafia' ale przez to, że jako dziecko był gruby został 'Muffin' od nazwy muffinek, takich babeczek, które nałogowo pochłaniał. Teraz wykonuje fach rodziców biologicznych - przerwałem na chwilę monolog aby zaczerpnąć powietrza - Jakby tego było mało jest gayem i ma partnera. Ciemnowłosego z hipsterskimi okularami, Japończyka - Ritsu. Ale jego nazwiska nigdy nie potrafię zapamiętać.
- Żartujesz sobie, prawda? - oburzyła się księżniczka.
- Nie, ani trochę. Wszystko co ci powiedziałem to prawda. Lekko nieprawdopodobna ale prawda.
Caroline z niedowierzaniem kiwała głową na boki.
- Ty naprawdę myślisz, że jestem taka głupia?! - w teatralnym geście machnęła ręką, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Szczerze... trochę tak - odparłem z wrednym uśmieszkiem, podnosząc wzrok z nad gazety.
Dziewczyna z malującym się oburzeniem na twarzy opadła ciężko na pościel.
- Sama zobaczysz - podsumowałem rozmowę i wróciłem do lektury.


'Czasami coś w nas umiera i nie chce zmartwychwstać.'
Kurt Cobain


~Niall~
Siedziałem w fotelu a Ryan zastępca Ed'a w wytwórni, darł się na mnie. Nie zwracałem uwagi nawet na co się na mnie wydzierał. Pewnie o to co zawsze. 'Twoje imprezowanie źle wpływa na karierę zespołu', 'Nie możesz tak żyć' i najlepsze 'Co się z tobą stało'.
Nie mogłem się doczekać kiedy wrócą bracia Scottersi. Ed z Johnem są moimi dobrymi kumplami i szczerze, przymykali oko na moje wybryki.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - z zamyślenia wyrwał mnie Ryan.
- Yhy... - rzuciłem na odczepkę i poprawiłem okulary przeciwsłoneczne na nosie.
- Niall raczysz odpowiedzieć mi na pytanie? A nawiasem, zdejmij czapkę i okulary jak ze mną rozmawiasz.
- Nie wiem, nie zdejmę i nie wydaje mi się żeby to była rozmowa raczej monolog - wyzywająco podniosłem głowę i z pogardą spojrzałem na mojego rozmówcę. Ryanowi puściły nerwy.
- Nie mam sił na ciebie człowieku! - wydarł się - Jak Ed wróci ma się tobą zająć!
- Świetnie - burknąłem i trzasnąłem drzwiami od gabinetu.
Cztery pary oczu wpatrywały się we mnie.
- Jak tam? - martwił się Liam.
- Słyszeliście.
Nie miałem zamiaru słuchać kolejnych wywodów, udałem się do samochodu. Siedząc w środku masowałem skronie. Siedziałem zrezygnowany. Nie chciałem być taki, ale już chyba nie umiałem żyć inaczej. Wiedziałem, że źle ze mną i muszę się ogarnąć, ale brakowało mi motywacji. Odpaliłem samochód i jak najszybciej odjechałem, gdziekolwiek byle by z dala od problemów.


       _______________________________________________________________________

Od autorki:
Mamy rozdział 5! ♥
Mam nadzieję, że się spodoba ;)
Powoli coraz więcej czytelników za co ślicznie dziękuję! Kocham Was za to :3

Jeśli czytasz to proszę zostaw Swoją opinię w postaci komentarza! To naprawdę wiele dla mnie znaczy ;) Wystarczy zwykłe jedno słowo, to naprawdę nie zajmie Ci dużo czasu!


Jeśli chcecie dedykacje, macie jeszcze jakieś pytania lub chcecie popisać zapraszam na mojego Twitter'a lub na specjalnie utworzonego na potrzeby bloga Facebook'a (link z prawej strony w zakładce 'MOJE STRONY':D )
Lots of love 
Adele ♥






piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 4. ♥

~Ed~
Oparty o maskę mojego, czarnego BMW, razem z John'em czekaliśmy na 'przesyłkę'. Spojrzałem na mojego towarzysza. Jak zawsze palił papierosy, nerwowo kopiąc kamyki. Był bardzo niecierpliwy i za każdym razem się denerwował kiedy ktoś się spóźniał.
Odwróciłem wzrok na drogę. Z daleka zbliżał się Van. Kiwnąłem głową na brata. Z grymasem na twarzy rzucił peta, gasząc go nogą. Wypuścił dym z płuc i wsadził ręce do kieszeni ze skupieniem, wpatrując się na przybyszy.
Van zatrzymał się pięć metrów od nas. Z auta wysiedli dwaj mięśniacy od czarnej roboty, a my ruszyliśmy im na spotkanie. Jeden mięśniak, którego nazywano Ben podał mi walizkę. Położyłem ją na masce samochodu i odtworzyłem przesyłkę. W środku znajdowała się pobrana kasa od dłużnika. Nieśpiesznie przeliczałem pieniądze. 'Wygląda na to, że wszystko się zgadza.'
- John rozlicz się z panami - spojrzałem na brata - I zbieramy się.
Brat wyciągną plik pieniędzy z kieszeni, oderwał banderolkę i odliczył umówioną kwotę. Schowałem walizkę do bagażnika, a kiedy John miał już płacić wykonawcom, usłyszałem jakiś stłumiony huk z wnętrza Vana.
- Czekaj - brat od razu wstrzymał się i z zdziwioną miną spojrzał na mnie - Co to było?!? - w odpowiedzi dostałem tylko zmieszane miny i nerwowe ruchy karków - Pytam się kurwa! CO TO BYŁO?!?!
- Mały gratis dla nas za wykonaną robotę - niepewnie odpowiedział Ben.
Momentalnie obdarzyliśmy ich morderczym wzrokiem.
- Słucham ?! - wściekłem się. W tym momencie Jonh schował pieniądze do tylnej kieszeni spodni i podszedł do drzwi Vana - Mieliście wejść, zabrać co moje i wyjść. WYJŚĆ! - wydarłem się - Bez komplikacji!!
- Ed - usłyszałem grobowy głos brata.
- Co ? - dodałem już trochę bardziej spokojnie.
- Choć sam zobacz.
Kiedy podszedłem do samochodu wyrwało mi się tylko 'Kurwa mać'.
- Idź się nimi zajmij - brat wyprostował się i przybrał swoją postawę sadysty. Ze stoickim spokojem podszedł do karków.
Z szybkością pantery uderzył Bena. Osiłek nawet nie wiedział kiedy dostał. Wił się na ziemi dławiąc się własną krwią.
- Uważaj na moje moje buty - z pogardą odparł Johnny i zapalił papierosa - Zacznijmy od początku - pochylił się nad swoją ofiarą.
Często kiedy widziałem mojego brata takiego - przerażał mnie. Wiedziałam jak to się skończy. Odwróciłem wzrok od tej scenki i zajrzałem do środka.
- Kurwa - szepnąłem do siebie.
Moja ręka automatycznie powędrowała do skroni. Masowałem je, opierając się o drzwi Vana.
W środku leżała nieprzytomna dziewczyna.
Wgramoliłem się do środka i przykucnąłem obok dziewczyny. Delikatnie podniosłem jej głowę, a jej długie kasztanowe, włosy obnażyły jej oliwkową skórę. Piękne, różowawe uta były lekko rozwarte. Przyglądałem się z fascynacją jej zgrabnej sylwetce, subtelnym rysom twarzy, a jej ociężałe powieki podniosły się. Ma niezwykle ciemnobrązowe oczy, wręcz czarne. Głębokie spojrzenie i niesamowicie gęsty wachlarz, długich rzęs. Jest naprawdę piękna i oszałamiająca, lecz w oczach dostrzegłem ogromny smutek oraz rezygnację.
- Kim jesteś ? - zapytała się mnie, słabym głosem.
Nie mogłem wydusić z siebie słowa. Pochłaniałem jej każdy fragment. Miała w sobie coś co przyciągało. Nieodparte pragnienie jej towarzystwa i uznania. Trochę porównywalne do narkotyku. Mimo to, nie było to ani zakochanie ani zauroczenie.

'Cóż z te­go, że człowiek ma cały świat, kiedy stra­ci duszę?'
Marilyn Monroe

Z zewnątrz dochodziły co raz gorsze dźwięki potyczki. Jeszcze raz spojrzałem na dziewczynę i wiedziałem, że nie mogę pozwolić tym debilom dać jej skrzywdzić. Był jeden problem - John.
- Jestem Ed - cicho się odezwałem i uciekłem.


    'Zaprawdę, w świecie ducha odbywa się gwałt permanentny, nie jesteśmy samoistni, jesteśmy tylko funkcją innych ludzi, musimy być takimi, jakimi nas widzą [...].'
Witold Gombrowicz

~John~
Patrzyłem z niesmakiem na 'swoich wykonawców'. Głupota ludzka nie zna granic. Tyle razy robili z nami takie interesy i dobrze wiedzieli, że jeśli mówimy iż coś ma być zrobione bez większego szumu, to tak mają wykonać to. Ale nie! Zachciało im się uprowadzać jakaś małolatę i bóg wie co z nią zrobić.
Kontem oka zobaczyłem zbliżającego się Ed'a. Na jego twarzy mieszało się wiele uczuć, wydawał się gdzieś błądzić myślami. Złapał mnie za ramie i szepną na ucho.
- Znalazłem rozwiązanie naszych problemów.
- Których - rzuciłem sarkastycznie, teatralnie unosząc jedną brew.
- Wszystkich - w tym momencie podszedł do Ben'a i szarpną go tak aby spojrzeć mu w oczy - Zrobiliście cos dziewczynie??
Ten bełkotał coś niezrozumiałego pod nosem, dało się tylko wyłapać jakieś przekleństwa.
- Pytam się czy zrobiliście coś dziewczynie?!?
W ciszy przyglądałem się tej scenie zastanawiając się 'co do jasnej cholery obchodzi Ed'a jakaś małolata?!'
- Nie, nic jej nie zrobiliśmy - wybełkotał w końcu kark - Nie zdążyliśmy ...
Mój brat po uzyskaniu satysfakcjonującej go odpowiedzi, odrzucił Ben'a. Ten osuną się na ziemię z głuchym jękiem. A potem zwrócił się do 'mniej poobijanego' gościa.
- Zabierz go nie chcę was już widzieć na oczy. Zabieramy dziewczynę.
Po ostatnim zdaniu odwrócił się i poszedł do Vana. Myślałem, że jaja sobie ze mnie robi.
Podbiegłem do niego i zatrzasnąłem drzwi od samochodu mu przed nosem.
- Mogę się dowiedzieć. Co ty kurwa odpierdalasz w tym momencie?!?
- Po pierwsze nie takim tonem do mnie. Po drugie byś mi pomógł.
- Wybacz - te słowo nigdy by nie padło z moich ust, gdyby nie fakt, że Ed był jedną z niewielu osób które szanowałem. Wziąłem głębszy oddech i zapytałem się spokojniej - Tak więc co ty najlepszego wyprawiasz ??
- Mówiłem ci, znalazłem rozwiązanie naszych problemów.
- Co do tego ma ta gówniara ?! - wzburzyłem się - Będą z niej same kłopoty!
Brat spiorunował mnie wzrokiem, zepchną moją rękę z drzwi i wziął nieprzytomną dziewczynę na ręce.
- John! Trzymaj ją i zanieś do samochodu, tylko błagam cie bądź delikatny. Ja rozliczę się z panami.
- Co? Ja.... - nie zdążyłem zaprotestować, kiedy już trzymałem dziewczynę a Ed z mojej tylnej kieszeni spodni wyciągnął plik pieniędzy i odszedł - kurwa...
'Wspominałem już, że głupota ludzka nie ma granic?'

~Ed~
Przewracałem banknoty w ręku kiedy doszedłem do karków.
- Tak więc panowie. Za małe komplikacje i poniesione przez nas straty, muszę wam trochę potrącić z wypłaty - szyderczo uśmiechnąłem się, odliczyłem dużo mniejsza kwotę i rzuciłem ją od niechcenia w mięśniaków - Powiedziałbym, że miło się z wami robi interesy ale w tym wypadku, niestety nie mogę tego uczynić. Chyba się rozumiemy dlaczego? - Ben tylko kiwną głową - Świetnie. Żegnam panów.
Nie czekając na odpowiedź, odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem powędrowałem do BMW. W środku leżała, przypięta dziewczyna i wściekły John. Pociągnąłem za klamkę, po czym zająłem miejsce z przodu koło mojego brata. Nerwowo drapał się za brodę. Trzydniowy zarost trzeszczał pod jego dotykiem. Ze spokojem wpatrywałem się w każdy ruch mężczyzny, czekałem aż nie wytrzyma i wybuchnie. Nie musiałem długo wyczekiwać.
- Dobra wytłumacz mi teraz wszystko! Po kolei, bo ja w tym wszystkim nie widzę najmniejszego sensu.
- Wszystko ci wytłumaczę po drodze. Teraz ruszaj bo chcę znaleźć się jak najszybciej w domu, a do załatwienia mamy parę spraw.

'Pan przecież wie, gdzie jest ukryty ten inny świat, którego pan szuka, i wie pan, że jest to świat pańskiej własnej duszy. Tylko w pańskim wnętrzu żyje ta inna rzeczywistość, za którą pan tęskni. Nie mogę panu dać niczego, co by nie istniało już w panu, nie mogę panu otworzyć innej galerii obrazów prócz galerii pańskiej duszy. Nie mogę panu dać niczego prócz sposobności, bodźca i klucza. Pomagam panu ujawnić jego własny świat, to wszystko.'
Hermann Hesse

~Niall~
Znowu obudziłem się na podłodze zdezorientowany. Leżałem na brzuchu. W mojej głowie panował kompletny mętlik i chaos. Nic nie pamiętałem. Ciężko oddychałem. Powoli podniosłem się oraz rozejrzałem dookoła. Byłem u siebie. Tylko tu pojawiał się problem taki, że mój dom wyglądał jakby przeszło przez nie tornado. Wszędzie porozrzucanie plastikowe kubki, butelki, serpentyny i inne śmieci. Podniosłem się na nogi. Bez podparcia ścian nie byłem wstanie stać. Zobaczyłem parę nieprzytomnych znajomych jak i wiele ludzi których pierwszy raz na oczy widziałem. 'Brawo Horan. No po prostu gratulacje' Skarciłem sam siebie i popełzłem za potrzebą do łazienki. Droga była wyjątkowo trudna. Nie licząc moich procentów w organizmie to, ciągle potykałem się o jakieś rzeczy, a i głowa niemiłosiernie karała mnie za wczoraj. Lecz jakimś cudem udało mi się dotrzeć do upragnionego pomieszczenia.
Spokojnie się odlewałem, kiedy podniosłem wzrok na lustro. Nie sądziłem, że tego dnia humor mi się pogorszy jeszcze bardziej, a jednak. Na lustrze czerwoną szminką, była napisana wiadomość do mnie a obok zdjęcie nie całującego się z jakąś dziewczyną. Zapewne autorki listu.

'Nialler wspaniale się z tobą bawiłam. Jesteś naprawdę dobrym kochankiem! Jeśli jeszcze kiedyś będziesz chciał się spotkać dzwoń ;) xx'
Suzy

Zmarnowany kręciłem głową. 'Kim do jasnej cholery była Suzy?!?' Wiedziałem tylko tyle, że miałem z nią dość upojną noc wczoraj i... I to by było na tyle. Nie kojarzyłem jej, w ogóle nie kojarzyłem wydarzeń z wczorajszego wieczoru. Mały przebłysk 'Kazała do siebie dzwonić?' Przeszukałem kieszenie i wyciągnąłem telefon. Kontakty. S. Znalazłem jej numer i wiele więcej. Zdjęcia jakieś filmiki z imprezy. Nie wierzyłem własnym oczom. Załamany osunąłem się na podłogę i skuliłem w kłębek. 'Nigdy więcej Niall. Nigdy. Człowieku co się z tobą dzieje?!?'

  ___________________________________________________________________________

Od autorki:
 Mamy Rozdział 4, akcja się rozkręca! ;D
Chciała bym podziękować, za coraz to większą liczbę wejść na bloga! Nawet nie wiecie jak moje serducho rośnie z każdym nowym czytelnikiem :3

Jeśli czytasz to proszę zostaw Swoją opinię w postaci komentarza! To naprawdę wiele dla mnie znaczy ;) Wystarczy zwykłe jedno słowo, to naprawdę nie zajmie Ci dużo czasu!


Jeśli chcecie dedykacje, macie jeszcze jakieś pytania lub chcecie popisać zapraszam na mojego Twitter'a lub na specjalnie utworzonego na potrzeby bloga Facebook'a (link z prawej strony w zakładce 'MOJE STRONY':D )
Lots of love 
Adele ♥


piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 3. ♥

~Caroline~
Świtało. Dzień wstawał, a ja nie spałam całą noc. Dochodziła 06.30. Musiałam zbierać się do szkoły. Zeszłam odrętwiała z parapetu i zaczęłam przygotowania. Po godzinie stałam wymyta, ubrana i umalowana w pokoju. Wrzuciłam jakieś książki oraz parę zeszytów do plecaka i zeszłam na dół, robić sobie śniadanie. Dopakowałam jeszcze mały lunch do plecaka. Włosy uczesałam w niski koczek, czapka, buty, RayBany przelotnie spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, dużych przesuwnych drzwi od szafy. 'Hymm... ciemne jeansy, szara obcisła koszulka i zadurza bluza w tym samym kolorze. Do zniesienia, można wyjść z domu'. Słuchawki w uszy i już mnie nie było.
Mozolnymi krokami kierowałam się na przystanek autobusowy. Obserwowałam ludzi wyprzedzających mnie, mijane budynki, cały świat wokół mojej osoby. Wszystko zdawało się być w codziennej normie tylko ja byłam 'wyciągnięta' z tego scenariusza. 'Jak zawsze nie pasowałam' Na tę myśl prychnęłam, znacząco spuszczając głowę i przyśpieszyłam kroku. Nie miałam zamiaru nad tym się teraz zastanawiać, musiałam przecież przeżyć dzień w szkole.
Kiedy moim oczom ukazał się przystanek, zwolniłam kroku i przystanęłam z pięć metrów dalej od niego. Po niespełna kilku minutach przyjechał autobus. Pośpiesznie wsiadłam i zajęłam miejsce przy oknie. Byłam obojętna na to co działo się wokół mnie. Wyłączyłam się.

You know I’m not one to break promises
I don’t want to hurt you but I need to breathe
At the end of it all, you’re still my best friend
But there’s something inside that I need to release
Which way is right? Which way is wrong?
How do I say that I need to move on?
You know we're heading separate ways

And it feels like I am just too close to love you
There’s nothing I can really say
I can’t lie no more, I can’t hide no more
Got to be true to myself
And it feels like I am just too close to love you
So I’ll be on my way

You've given me more that I can return
Yet there’s so much that you deserve
Nothing to say, nothing to do,
I’ve nothing to give
I must leave without you
You know we're heading separate ways

And it feels like I am just too close to love you
There’s nothing I can really say
I can’t lie no more, I can’t hide no more
Got to be true to myself
And it feels like I am just too close to love you
So I’ll be on my way

So I’ll be on my way

And it feels like I am just too close to love you
There’s nothing that I can really say
I can’t lie no more, I can’t hide no more
Got to be true to myself
And it feels like I am just too close to love you
So I’ll be on my way

So I’ll be on my way

So I’ll be on my way 


Tak mi minęła cała droga. Tępo gapiąc się na moje czarne converse i wsłuchując się w tekst piosenki Alex'sa Clare - Too Close. W pewnym sensie była idealnym odbiciem mojej sytuacji życiowej.
Autobus staną na przystanku a ja nie oglądając się na innych, wyszłam.
Szłam znienawidzonym korytarzem do swojej szafki zostawić niepotrzebne rzeczy, pech chciał, że kilka metrów dalej stała Miki. Kiedy tylko ją zobaczyłam, odwróciłam głowę, wepchnęłam rzeczy do szafki i szybko zatrzasnęłam drzwiczki. Uciekłam stamtąd jak najszybciej, pod klasę w której miałam mieć lekcje.
Jeszcze tylko osiem godzin i w domu.

~Miki
Martwiłam się o Caroline. Nie odbiera od mnie telefonów. Cały dzień mnie unika. Jest już czwarta lekcja a ona po prostu w ciszy siedzi w ławce zupełnie nie reagując na to co się wokół niej dzieje. Serce mi się kraja, jak na nią patrzę. Ciągle niewzruszenie patrzy się w bliżej nie określony punkt za oknem. Widzie, że chce uciec od tego wszystkiego co dzieje się w jej życiu. Nie mogę na to pozwolić, bo wiem, że ją stracę. 
Dzwonek obwieszczający koniec lekcji. Wstała z książką i wyszła z sali, nawet nie spoglądając na mnie. Zebrałam swoje rzeczy i pobiegłam ją dogonić. Wychodząc w drzwiach rozejrzałam się za przyjaciółką. Desperacko szukałam Caroline wzrokiem lecz nie mogłam jej nigdzie znaleźć. 
- Szukasz kogoś ? - nagle usłyszałam znany mi głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam ją opierającą się o ścianę z założonymi rękoma na klatce piersiowej. Pierwszy raz w życiu usłyszałam taki ton głosu z jej strony. Przelewała się w nim obojętność, niechęć i lekka lecz wyczuwalna irytacja. Dziewczyna miała wygięte usta w dziwnym grymasie.
- Już znalazłam - pokrzepiająco uśmiechnęłam się do przyjaciółki - Dzwoniłam do ciebie nie odbierałaś. Martwiłam się. Co się z tobą działo??
Caroline zacisnęła swoje blade usta w cieką linijkę i odwróciła wzrok. Źle wyglądała. Zdawała się jeszcze bledsza niż zwykle. Miała sińce pod oczami i zmęczoną twarz. Zdawało mi się, że nie spała całą noc. Spuściła wzrok na podłogę i lekko obiła się od ściany, dając dwa kroki w moja stronę.
- Źle się czułam. - podniosła swoje ciemne oczy na mnie. Świetnie kłamała ale znałam ją zbyt długo by dać się nabrać - Nadal niezbyt dobrze się czuję, więc mogłabyś przestać zadręczać mnie telefonami??
- Wszystko w porządku? Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć prze...
- Ta dzięki nie musisz się martwić, proszę daruj sobie nadopiekuńczość - przerwała mi szybko i jak się pojawiła tak i odeszła. Wpatrywałam się w oddalającą się sylwetkę Caroline i zdałam sobie sprawę, że nawaliłam.


'Obojętność to paraliż duszy, to przedwczesna śmierć.'
 Antoni Czechow


~Caroline~
Nie mogłam już dłużej wytrzymać w szkole. Miki litująca się nad mną, wzrok wszystkich i głupie pytania. Chciałam wrócić już do domu i zamknąć się w pokoju. Sama, z dala od wszystkich i wszystkiego. Zadzwoniłam do mamy. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci .... Nic. Poczta głosowa.
- Cześć mamo. Źle się czuje i zwolniłam się ze szkoły będę wcześniej w domu.
Rozłączyłam się, zabrałam swoje rzeczy z szafki szkolnej i wyszłam z budynku szkolnego.
Najbliższy autobus miał przyjechać za pół godziny więc postanowiłam się przespacerować.
Wiosenny wiatr rozwiewał moje, niesforne kosmyki włosów, gdy niespiesznie spacerkiem wracałam do domu. Mijałam przecznice, aż w zamyśleniu doszłam do parku. Przysiadłam się na pierwszej lepszej ławce. A chaos, który na jakiś czas udało mi się stłumić, znów powracał. Moje problemy nie dawały mi spokoju. Tak bardzo chciałam się ich pozbyć! Mogłoby się coś wydarzyć. Coś co zmieniło mój bieg wydarzeń. Cokolwiek.
- Cokolwiek!!!! - wydarłam się jak najgłośniej potrafiłam - Czemu mnie tak nienawidzisz, Boże? Czemu? - zero odpowiedzi - Co ja takiego zrobiłam, żeby mnie tak karać?!?
Łzy ciekły mi po policzkach. 'Ten co pisał mój scenariusz życia, mógł go trochę urozmaicić' Tyle możliwości. Przecież mogę śmiertelnie zachorować, zwariować, mieć wypadek albo umrzeć. Tak... nawet nie protestowałabym przed śmiercią. Te słowa odbijały się echem po mojej głowie.Było mi już obojętne co się ze mną stanie. Życzyłam sobie samej śmierci.
Nie zasługiwałam na to co dostawałam. Nie potrafiłam sprostać wymaganiom ani być choć trochę taka jaką wszyscy oczekują. Załamało mnie to. Straciłam sens swojego istnienia jak i cel życia. Miałam już dość bezsensownego dążenia do ideału. 'Jest mi już tak cholernie obojętnie.' Tak obojętnie, że życzyłam sobie sama śmierci. Moja dusza stała się już tylko pobojowiskiem i zakamarkiem nędznych prób bycia idealną.


'Dusza ludzka ma dwa tylko stany: jest polem walki lub pobojowiskiem.'
Eliza Orzeszkowa


~Ed~
- Wchodzicie, zabieracie co moje i wychodzicie. Bez jakikolwiek komplikacji.
- Jasna sprawa szefie - usłyszałem w odpowiedzi i zakończyłem rozmowę, rozłączając się.
Schowałem telefon do kieszeni. Rozejrzałem się wokoło. Środek pola obok lasku i drogi asfaltowej. 'Co za zadupie'
Spojrzałem na brata opartego o maskę samochodu i palącego papierosa.
- John! Gaś peta, zbieramy się - zawołałem do mężczyzny, kierując się w stronę samochodu.
Nieszczęśliwy, wyrzucił papierosa oraz usiadł na miejsce kierowcy. Jechaliśmy dalej na miejsce spotkania.



'Boje się ludzi ze swoimi ideałami, ponieważ oni zawsze walczą do końca.'
Adele

~Caroline~
Stałam przed wejściem do mojego domu. Przekręcałam klucz, kiedy stwierdziłam, że drzwi są otwarte. 'Dziwne. Mama zdenerwowana, przyjechała sprawdzić co zemną ? W sumie to do niej podobne.' Westchnęłam cicho i pchnęłam drzwi.
- Mamo?! Tato?! - odpowiedziała mi tylko cisza - Jestem! - nic...
Niepewnie stawiałam kolejne kroki, kiedy zobaczyłam porozrzucane rzeczy i dokumenty z salonu po całym parterze. Zamurowało mnie. Ciarki przeleciały po moich plecach, a na czole pojawiły się kropelki zimnego potu. Zdenerwowana i rozkojarzona zrobiłam parę kroków do tyłu. Adrenalina momentalnie skoczyła, kiedy poczułam, że na kogoś wpadam. Serce zaczęło walić jak oszalałe, a krew w uszach szumiała. 'Było włamanie, a ja właśnie wpadłam na człowieka za to odpowiedzialnego.' Kiedy to tylko sobie uświadomiłam, momentalnie odskoczyłam. Podnosząc wzrok, zobaczyłam wielkiego zamaskowanego człowieka. Cofnęłam się w głąb domu. Miałam już się zerwać do ucieczki, kiedy poczułam, że ktoś mnie łapie od tyłu. Zaczęłam się bezskutecznie szarpać, ale napastnik był silniejszy i do twarzy przytkną mi gazę, mocno zaciskając na ustach oraz nozdrzach. Momentalnie oczy zaszły mi łzami. Desperacko się szarpałam, lecz traciłam siły. Obraz zaczął się rozmywać, napięte mięśnie rozluźniać w następstwie czego, zaczęłam tracić władzę nad kończynami. Moje ciało było ociężałe. Walczyłam z uczuciem senności i zaciskającymi się ramionami na mojej talii. Nie miałam sił się więcej opierać. Traciłam przytomność. A na dobranoc usłyszałam tylko szyderczy śmiech oprawcy...


    __________________________________________________________________________


Od autorki:
Na samym początku ten rozdział dedykuję mojej kochanej @Give_Me_Narry  Chciałam Ci serdecznie podziękować za wsparcie w dalszym pisaniu tego bloga i wiarę jaką pokładasz w moim opowiadaniu ;) xoxo
Mamy Rozdział 3, akcja się rozkręca i wszystko powoli zacznie się wyjaśniać! ♥

Jeśli czytasz to proszę zostaw Swoją opinię w postaci komentarza! To naprawdę wiele dla mnie znaczy ;)


 Za namową czytelniczki postanowiłam trochę 'pokolorować' tekst aby był czytelniejszy i ciekawszy. Mam nadzieję, że teraz będzie się lepiej czytało!

Starałam się poprawić i nie popełniać błędów stylistycznych na które wcześniej zwróciliście mi uwagę. Mam nadzieje, że już ich niema lub jest o wiele mniej. Jeśli nie to przepraszam!
Jeśli chcecie dedykacje, macie jeszcze jakieś pytania lub chcecie popisać zapraszam na mojego Twitter'a lub na specjalnie utworzonego na potrzeby bloga Facebook'a (link z prawej strony w zakładce 'MOJE STRONY':D )
Lots of love 
Adele ♥