poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 7.♥

 ~Katherine~
Ostatnie kilka tygodni zleciało mi w mgnieniu oka. Od czasu załatwiania dokumentów po czas lekcji i zajęć.
Charless okazał się niezwykłym 'artystą', wykonywał swoją pracę z pasją i traktował ją bardzo serio, co lepsze miał niesamowity wpływ na braci Scotter's. 'John twoja osoba, mogłaby łaskawie przesunąć się? Rozmawiam teraz z tym o to moim pięknym dziełem' lub 'Zabierz swoje ego i daj mi oddychać' tak to były jego ulubione stwierdzenia, jednak to 'Mój kochany przyjacielu twoje i moje ego nie mieści się w jednym pokoju, bądź pożyteczny i zrób mi herbatę, tam są drzwi' przebiło wszystko. Podziwiałam ile cierpliwości może mieć w sobie John dla Charless'a.
Zaskoczyło mnie to jak Ritsu różnił się od swojego partnera. Był spokojny i ugodowy, zwracał się ciepło, spokojnie zawsze kulturalnie. Był cierpliwy oraz miał w sobie odrobinę zimnego profesjonalizmu. A kiedy chciałeś coś od Charless'a to wystarczyło ładnie poprosić Ri i w mgnieniu oka masz! Niezwykle na siebie oddziaływują!
Moje pierwsze dni w nowym mieszkaniu w Londynie były z lekka chaotyczne i nijakie. 'Przeprowadzka' a w sumie 'wprowadzka', wyglądała tak: Weszłam do gigantycznej kamienicy, która okazała się domen kochanych braciszków - tak cała kamienica. Zostałam zaprowadzona przez klatkę na trzecie piętro potocznie nazwane mieszkalnym, otwierając drzwi oczom ukazywało się ogromne mieszkanie. Wszędzie były wielkie przestrzenie i od podłogi do sufitu, przeszklone okna. Z lewej strony od wejścia była mała łazienka gościnna, potem duża, otwarta kuchnia a prawdę mówiąc kuchnio-jadalnia bo spora wyspa z krzesłami barowymi typu hoker, były 'wstawione' w nią. Następnie, wyjście na mały taras oraz schody przeciwpożarowe, potem salon z plazmą, x-box'em i innymi zabawkami dla dużych chłopców, szare, niemałe kanapy, dywan, skromne dekoracje, schody do pokoi, szklana szafa na kurtki, buty, tym podobne pierdoły oraz znowu znajdujesz się w punkcie wyjścia. Nie muszę wspominać, że sufit nad salonem był zawieszony na wysokości dwóch pięter, a całe mieszkanie było utrzymane w zimnych szarościach, czerni i w kolorach ecru. Typowe mieszkanie dla facetów. Minimalistyczne i niewymagające pracy przy nim.
Wchodząc po schodkach na 'pięterko' z pokojami pierwsze drzwi po lewej były do pokoju Ed'a, naprzeciwko oazy szatyna był pokój gościnny. Podążając w głąb korytarza mijało się z dwóch stron garderoby, a na samym końcu była sypialnia John'a sąsiadująca z moją.
od sypialniami znajdował się pokój muzyczny John'a. Stała tam perkusja, trzy gitary elektryczne, pare akustycznych, pianino i kanapy.
Na drugim piętrze było 'małe, domowe' studio nagraniowe oraz gabinet ze stosami papierów, zaś pierwsze piętro było siłownią i salą do ćwiczeń. Sala miała 2/3 sian pokrytych lustrami. W rogu były drzwi do składzika, a na drugim końcu pomieszczenia było pełno różnych i różnistych materacy. Cała kamienica robiła ogromnie wrażenie i była naprawdę dużych rozmiarów. Kiedy zapytałam się braci dlaczego, zgodnie odpowiedzieli 'Nie lubimy ciasnych pomieszczeń'.
W ciągu tygodnia nie miałam czasu ani na zwiedzanie Londynu ani na jakiekolwiek rozrywki. Mój grafik był wypełniony zajęciami i zakazami. Pomyślicie pewnie 'Jaka idiotka przecież właśnie przed tym uciekałaś' ale prawda jest taka, że większość zajęć sama sobie wymyśliłam, a zakazy były konieczne jeśli chciałam aby 'przekręt' na siostrzyczkę się udał. Robiłam to co kochałam, no pod małym nadzorem.
Do szkoły mogłam pójść dopiero od września, a był dopiero kwiecień, więc mój dzień zaczynał się od dwóch godzin angielskiego (aby pozbyć się polskiego akcentu), tańców, godziny hiszpańskiego i znów kilka godzin angielskiego. Raz w tygodniu bywałam u Nicol. Czasem namówiła Ed'a i pozwalał mi wyjść z nią na zakupy, przy czym pokazywała mi Londyn i najlepsze miejsca, które koniecznie muszę znać.
Najgorszym nakazem jaki dostałam był ten, który mówił, iż muszę być pod stałą opieką jednego z braci, ewentualnie Nicol. Zdecydowanie Ed jest nadopiekuńczy i choruje na pracoholizm, konsekwencją czego zajmować się mną musiał cały czas John. Nienawidziliśmy siebie nawzajem za to. On cały czas przedrzeźniał mnie słowami 'Pośpiesz się księżniczko' a ja doprowadzałam go do furii specjalnie się ociągając. Raz śmiał się ze mnie na zajęciach tanecznych, nawrzeszczałam na niego gdyż to wcale nie jest takie łatwe na jakie wygląda i sprowokowałam aby pokazał, że umie lepiej. Od tego czasu chodzimy razem na zajęcia i niestety muszę przyznać ze smutkiem - John jest dobrym tancerzem.Mimo to dale robiliśmy sobie na złość i zrodziła się między nami zdrowa rywalizacja.
Pewnego razu przyłapałam John'a jak grał na perkusji. Męczyłam go długo i zgodził się mnie pouczyć, a miłość do tych samych wykonawców oraz muzyki ociepliła nasze stosunki.
Potem jak ucinaliśmy sobie małe pogawędki między zajęciami, kiedy ja byłam 'upierdliwa' jak to stwierdził blondas gdy palił papierosy na tarasie, zadawałam mu mnóstwo pytań i dowiadywałam się wiele ciekawych rzeczy. Między innymi, że John nie jest takim dupkiem jak się wydaje, trochę o Scotter'sach, ich życiu i pracy. Najlepsze z tych rozmów było to gdy szarooki wygadał się pewnego razu, iż bardzo lubi sztuki walki oraz kiedyś parę lat trenował z Ed'em, ale ten potem przerwał na rzecz zajęć językowych. Niezbity fakt o Edwardzie to to, iż zna biegle aż 7 języków, a Johnny 'tylko' takie tam 5. Mimo to Jo kontynuował swoją pasję, także teraz kiedy mi o tym powiedział musiał i tego mnie uczyć. Dzięki temu zamiłowaniu do 'brutalnych rozwiązań' staliśmy się przyjaciółmi. Spędzaliśmy ze sobą całe dnie, a nawet raz usłyszałam od John'a komplement! Tak dobrze usłyszeliście KOMPLEMENT! Dowiedziałam się, że 'Nawet dobra ze mnie uczennica'. Zbiło mnie to z tropu, ale uwielbiam jego wyzywające uśmieszki oraz kiedy wygłupiał się ze mną. Nawet Ed powiedział mi, że Jo tylko ze mną się tak zachowuje i znów jest jak dziecko.
Tak mijały mi ostatnie tygodnie, bardzo pracowicie i w szaleńczym tempie. Mimo to uwielbiałam je! Kocham to co robię, w końcu czuje, że żyje oraz czuję, że nikogo nie zawodzę.

~
- Kat!!! Gotowa? Musimy zbierać się na zajęcia! - John darł się z kuchni - Jeszcze potem mamy zawieść Ed'owi dokumenty, bo geniusz zapomniał ich zabrać.
- Już, już - zawołałam zbiegając ze schodów w biegu ubierając bluzę - Wiesz jakbyś częściej bywał w wytwórni to Edek mógłby mieć trochę więcej wolnego i nie przepracowywałby się tak.
- Nawet ty w to nie wierzysz, przecież to pracoholik - John spojrzał na mnie wymownym wzrokiem, podając mi torbę na zajęcia - Dobra zbieramy się, bo zaraz początek zajęć.
Kiwnęłam tylko głową na znak zgody i skierowałam się do drzwi.
- Hej to moje dresy?! - oburzył się Jo - Co mówiłem o podkradaniu moich rzeczy?!?!?!?
- 'Nie kradniemy dresów John'a' - wyrecytowałam z pamięci - Oj choć przecież nie możemy się spóźnić!
Wypchnęłam brata z mieszkania i zatrzasnęłam za nami drzwi. Johnny zawsze denerwował się kiedy pożyczałam jego ubrania ale ja uwielbiałam dresy należące do niego i nie mogłam się nigdy oprzeć od założenia ich. Owszem były dużo za duże ale to nie było dla mojej osoby problemem!



The Black Keys - Lies
You said the moon was ours
Yeah, you said the moon was ours
To hell with the day
The sunlight is only gonna take love away
Raise up suspicions and…and alibis
But I can see through tear-blinded eyes

Lies, lies, lies
Oh, lies

I got a stone where my heart should be
I got a stone where my heart should be
And nothin’ I do will make you love me
I’ll leave this town break all my ties
There’d be no more use for any disguise

Lies, lies, lies
Oh, lies

I wanna die without pain, yeah
I wanna die, oh, without pain
All this deception I just can’t maintain
The sun, moon, stars in the sky
It’d hurt me too bad if you said goodbye


~Niall~
Wracałem z bufetu wytwórni w ręce trzymając kubek kawy. Zmęczony, na kacu musiałem iść na dywanik do Ed'a. Mój kumpel był wyrozumiały co do 'wybryków', które ostatnio wyrabiałem ale też znał mnie dobrze i wiedział, że coś jest nie tak. Szybko zauważył, iż oddaliłem się od wszystkich, stałem się nieobecny oraz zamknąłem się w sobie. Wiedział także, że coraz częstsze libacje i zaniedbywanie obowiązków są tylko częścią moich problemów, a raczej skutkami ich.
Grzecznie maszerowałem do gabinetu szatyna, sącząc czarną ciesz z kubka, kiedy ją zobaczyłem. Wychodziła właśnie z pokoju niesiona na plecach John'a. Głośno się śmiała i wygłupiała z moim przyjacielem. Ed z szerokim uśmiechem tylko kiwał głową na boki, patrząc na wygłupy brata i nieznajomej. Przyglądałem się im z daleka, lekko wyginając kąciki ust do góry. Kiedy zaczęli tańczyć ich dobry humor udzielił się i mi. W tym momencie zobaczył mnie Ed i wskazał ręką gabinet. Podszedłem do niego i odprowadziliśmy rozbawiona dwójkę wzrokiem.
- Czasami zastanawiam się czy oni naprawdę są moim rodzeństwem - ciężko westchną szatyn.
- Co chcesz? Wydają się bardzo .... Beztroscy ? - odpowiedziałem mu uśmiechając się.
- Jo na starość dziecinnieje - odpar wchodząc wgłąb gabinetu.
Podążyłem za nim i=oraz usiadłem na kanapie naprzeciwko biurka. Przyjaciel jeszcze przez chwilę nerwowo przerzucał jakieś papiery zanim spokojnie usiadł naprzeciwko mnie.
- Tak więc Nialler doszły mnie słuchy, że troszkę ostatnio rozrabiałeś oraz popadłeś w spore konflikty z ludźmi z wytwórni. - mój rozmówca bacznie zmierzył mnie wzrokiem.
Zrezygnowany spuściłem głowę i nerwowo zacząłem bawić się palcami.
- Wiem, przepraszam ...
- Nie przepraszaj mnie tylko siebie. Sobie szkodzisz nie mi. - urwał mi w połowie zdania - Również nie tłumacz się, bo zapewne nie masz nic na usprawiedliwienie swoich czynów - wiedział dokładnie, że nie mam nic na obronę, wolałem się nie odzywać tylko wysłuchać co ma do powiedzenia - Jak wiesz nie jestem twoją matką, także nie jestem tu od robienia ci wyrzutów sumienia i tym podobnych, lecz nie mam zamiaru wysłuchiwać kolejnych słów rzucanych na wiatr.
- Co insynuujesz ?
- Swoje 'drobne przewinienia' będziesz odpracowywać - nie śmiałem się mu sprzeciwić.
Jacyś mało znaczący ludzie z wytwórni lub inne żałosne kreatury, które niby wiedziały więcej o moich problemach i dawały mi 'dobre' porady mogłem obrażać i olewać ale nie Edwarda. Szanowałem go jako przyjaciela, szefa i człowieka. Był inteligentny i znał mnie dobrze, wiedział iż gdzieś wgłębi żałuje tego co się ostatnio dzieję oraz nieudolnie staram się to naprawić. Niestety trafiam na alkohol, który pomaga 'zapomnieć'. Nienawidziłem się za to więc nie dziwne, że bez sprzeciwu przystałem na jego warunki.
- Co mam zrobić?
- Jak zapewne wiesz dzisiaj o dwudziestej jest zorganizowany bankiet powiązany z wytwórnią. Oficjalny obiad, parę zdjęć, trochę interesów - przerwał by spojrzeć mi głęboko w oczy - twoja obecność obowiązkowa.
Wygoiłem usta w grymasie i już chciałem protestować. Nienawidziłem takich spotkań a Ed zdawał sobie z tego sprawę.
- Ale ...
- Nawet nie myśl, że się wymigasz z tego. Razem z rodzeństwem będę tam dzisiaj i oczywiście widzę cię w garniturku oraz nienagannym wyglądem. - stanowczo przerwał moje protesty,a kiedy wychodziłem z gabinetu wraz z cichym 'Dobra' dorzucił - Nie przynieś mi wstydu przed siostrą.
- Siostrą ?
- Tak ta blondynka co była dzisiaj u mnie z Jo, minęliście się na korytarzu - odparł od niechcenia
- A rzeczywiście John coś wspominał na ten temat. Chodziło o to wprowadziła się do was i teraz będzie uczyć się tu ...
- Tak dokładnie
- Więc ona też będzie to ciekawe ... - przyjaciel spojrzał na mnie badawczo - Z tego co widziałem mogę wnioskować, że nie będzie nudno jak zawsze - wytłumaczyłem się szybko, śląc uśmiech do rozmówcy
- Z nimi na pewno nie
- Do zobaczenia - rzuciłem szybko na pożegnanie, nie czekając na odpowiedź.
Zbiegłem po schodach i w pośpiechu ruszyłem samochodem. Do bankietu zostało tylko parę godzin, a ja miałem jeszcze wiele do zrobienia.


 'Czasem dopiero na skrzyżowaniu człowiek zaczyna zastanawiać się - dokąd idzie.'
 Władysław Grzeszczyk


~
20.15 jak zwykle spóźniony! Ed mnie zabije!
W lekkim roztargnieniu wpadłem do budynku, w którym odbywał się bankiet. W tłumie wypatrzyłem resztę chłopaków z zespołu i podszedłem do nich z szybkim 'Cześć'. Od kelnera dostałem lampkę z szampanem i wypatrywałem w tłumie rodzeństwa Scotters. Parę zdjęć, uścisków dłoni, fałszywych uśmiechów i komplementów. Ciągle nie mogłem znaleźć Ed'a, przecieczesz miał być razem z Jo i ich siostrą. Intrygującą dziewczyną. Zrezygnowany dopiłem szampana i podszedłem do baru zamówić whiskey. Odbierając trunek, poczułem klepnięcie w ramię. Odwracając się ujrzałem twarz Zayn'a.
- Siema, masz też dla mnie - powiedział zerkając na moją szklankę.
Kiwnąłem na barmana aby podał jeszcze raz to samo, a po chwili i mój przyjaciel miał trunek.
- Reszta zespołu gada z Scoter'sami, choć przywitamy się puki jesteśmy na chodzie. - Mulat mrugną do mnie.
Odpowiedziałem mu, uśmieszkiem i pociągnąłem spory łyk alkoholu. Zayn przepychał się wśród gości. Nie wiedziałem gdzie mnie prowadzi, dopiero po chwili zobaczyłem resztę przyjaciół. Lou radośnie rozmawiał z jakąś dziewczyną. Stała do mnie tyłem i nie mogłem zobaczyć jej twarzy. Miała na sobie czarną sukienkę, składającą się z dwóch części. Pierwsza czarna gorsetowa część skąpo zakrywała wdzięki dziewczyny, a druga, długa koronkowa pokrywała resztę ciała, wytwornie ale i zmysłowo. Nie miała dużo biżuterii, złote diamentowe kolczyki w uszach oraz taki sam pierścionek. Blond włosy upięła w nieładzie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że 'to ona'. W innym wydaniu ale ona...
- Zayn! Niall! Jak się cieszę, że was widzę - z zamyślenia wyrwał mnie Ed.
Przywitałem się z przyjaciółmi, a Jo zaczął przedstawiać swoją siostrę. Odwróciła się, a mi ugięły się nogi. Miała piękne, głębokie, zielone oczy teraz lekko przydymione z dokładnie wytuszowanym wachlarzem rzęs. Uśmiechała się ciepło w moją stronę. Była pierwszą dziewczyną, która z jakiegoś nieznanego mi powodu tak na mnie działała.
- Katherine to Niall
Zayn klepną mnie dyskretnie w bok, żebym przestał się gapić i przedstawił się.
- Niall, miło poznać.
- Katherine, mnie również.


'Miej odwagę popełniać błędy. Rozczarowania, porażki, zwątpienie to narzędzia, którymi posługuje się Bóg, by wskazać nam właściwą drogę.'
 Paulo Coelho

   ________________________________________________________________________

Tak więc nadchodzę z rozdziałem 7♥!
Wiem, że z poprzednimi dałam trochę klapę, za co przepraszam oraz mam nadzieję, że tym razem jest lepiej i zrekompensowałam to długością rozdziału jak również jego jakością.

Jeśli czytasz bądź taki kochany i zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Nawet te z anonima bardzo ciesą!  ♥

Z okazji świąt życzę Wam wszystkiego najlepszego oraz dobrego!

Jak zawsze możecie mnie znaleźć na moim Twitter'ze lub na specjalnie utworzonym na potrzeby bloga Facebook'u (link z prawej strony w zakładce 'MOJE STRONY':D )

Lots of love,
Adela

5 komentarzy:

  1. pierwsza!!!!!chyba... swietny rozdzial juz widac ze niall zaduzy sie w kate i to pozadnie:) caluski <3

    OdpowiedzUsuń
  2. swierne.. bardzo intrygujace i enigmatyczne. Zwracaj uwage na bledy ortograficzne. Czekam na dalsze losy bohaterów

    OdpowiedzUsuń
  3. Akcja się rozwija, co tu dużo mówić... Zastanawiam się tylko nad rodzicami Caroline, jak sobie radzą z faktem, że ich córka po prostu zniknęła ? btw, czekam na cd <3
    Adola ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. będę tu zaglądać a ty wpadnij do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. aww..*,* Poznali się *,* Jaraaaaaaam się jak pochodnia <3 xddd
    +Czekam na następny :* <3

    OdpowiedzUsuń