piątek, 1 marca 2013

Rozdział 5. ♥

~John~
Ed gdzieś polazł i kazał mi siedzieć z dziewczyną! Cały czas była nieprzytomna, a ja miałem jej pilnować. Jak ten debil siedziałem w fotelu hotelowym, naprzeciw łóżka i wpatrywałem się w obiekt moich problemów. Po pierwsze księżniczka spała od 6 godzin i nie ruszyła się ani o milimetr! Gdyby nie to, że jej klatka delikatnie się unosi i opada, mogłaby być spokojnie być trupem. Po drugie JEST UPROWADZONĄ DZIEWCZYNĄ!! Z tego mogą być tylko problemy! 'Czy tylko ja nie postradałem umysłu?' Ciągle nie chce mi się wierzyć w głupotę mojego brata, który wszedł właśnie do apartamentu. Wyszedłem mu na spotkanie.
- Co z nią ?
- To samo co przed godziną. Śpi.
- To dobrze - stwierdził Ed, rzucając na kanapę jakieś torby.
- Możesz mi powiedzieć co cię podkusiło w zabraniu dziewczyny? - bacznie obserwowałem mojego brata.
- Przecież już o tym rozmawialiśmy, nie widzę potrzeby wracania do tego.
- A ja owszem Ed! - mój rozmówca spojrzał na mnie wymownie - Okej, okej przepraszam. Ale znikąd zakładasz, że dziewczyna jest mądra i masz już pewien plan objęty, ale ona jest ładna! W dzisiejszych czasach inteligencja i uroda wyklucza się ! - machnąłem teatralnie ręką.
- Wiem z kim robię interesy kochany braciszku - szatyn zadziorsko uśmiechną się do mnie. Wiedział, że nienawidzę kiedy tak do mnie mówi - Jej ojciec zadłużył się u nas, ponieważ pchał dziewczynę na najlepsze studia z medycyny w kraju - obejrzał mnie od stup do głów - Wiesz Ty też jesteś niczego sobie, a zarazem jesteś inteligentny. Jakoś istniejesz w ''dzisiejszych czasach'' tylko skrywasz się pod osłoną dupka,  stąd wnioskuję, że dziewczyna też może być takim ''niezwykłym'' wyjątkiem - założył ręce na klatkę piersiową, lekko opierając się o kanapę, szyderczo się do mnie uśmiechając.
Wkurzony stałem, świdrując brata wzrokiem. Nie mając argumentów na dalszą kłótnię, odwróciłem się na pięcie i podążyłem do pokoju w którym leżała dziewczyna.


   ' A dlaczego życie miałoby się zastanawiać nad człowiekiem? I nie musi mieć wcale naszego przyzwolenia. To jest tak samo jak ze snem. Śni się pan sobie, mimo że nie chciałby się pan śnić. I nieraz śni się pan, jakby pan nie chciał, chociaż to pański sen. I nie ma pan także wpływu na to, jak się pan komuś śni. A czymże innym jest życie?'
Wiesław Myśliwski


~Caroline~
Głośne trzaśnięcie drzwi. Ktoś z impetem i wściekłością wpadł do pokoju, w którym leżałam. Wzdrygnęłam się. Zacisnęłam ręce w pięści i mocjo je do siebie przytuliłam. Słyszałam jak ktoś wymija łóżko i ociężale opada koło mnie. Podniosłam w wzrok i zobaczyłam niebieskookiego, ciemnego blondyna.
- Też cię kocham braciszku! - doszedł mnie znajomy głos zza drzwi, lecz nie mogłam sobie przypomnieć skąd go znam.
- Spierdalaj! - wydarł się blondyn i nerwowo przeczesał ręką swoje włosy.
Znajomy głos odpowiedział tylko śmiechem. Odwróciłam delikatnie głowę w stronę drzwi, uśmiechając się lekko. Poczułam na sobie wzrok. Miałam rację. Mój towarzysz wpatrywał się we mnie swoimi niezwykłymi, niebieskimi oczami. Przyglądałam się mężczyźnie. Młody, przystojny siedział przygarbiony z dziwnie zwieszoną głową w moją stronę.
- Obudziłaś się wreszcie księżniczko - miał spokojny, przyjemny głos. Nic nie odpowiedziałam nie mogłam.
Z niewiadomych powodów nie czułam strachu ani nie bałam się zupełnie obcych mi osób. Zastanawiałam się tylko jak tu się dostałam i co się stało. W głowie miałam mętlik oraz ciężko mi się kojarzyło fakty, byłam jeszcze odurzona.
Mój towarzysz jakby czytał mi w myślach, podszedł do małej lodóweczki w szafce, pokoju i wyciągną z niej butelkę wody. Podniosłam się do pozycji siedzącej lecz trochę za szybko bo głowa zaczęła mi pulsować. Usłyszałam trzask otwieranej butelki.
- Napij się to powinno pomóc - kiedy bez słowa wzięłam wodę i upiłam z niej kilka łyków, blondyn podszedł do drzwi - Ed, obudziła się.
W chwilę potem w pokoju pojawił się (jak się domyślam) właściciel znanego mi głosu. Był wysokim szatynem o szaroniebieskich oczach. Uśmiechną się ciepło, podchodząc do mnie i przysiadając się na krawędzi materacu. Blondyn stał z założonymi rękoma oparty o framugę drzwi bacznie obserwując każdy mój ruch.
- Jak się czujesz ? - dopytywał się szatyn, a ja tylko przenosiłam wzrok z niego na blondyna i z powrotem na niego. Zauważył to i szybko dodał - Jestem Ed a to mój brat John. Nie musisz się nas bać nic ci nie zrobimy.
- Nie boję się was.
John szyderczo prychną i dodał:
- A powinnaś.
Ed skarcił go wzrokiem.
- Nie słuchaj go, ostatnio gorzej z nim.
- Idę zapalić - rzucił blondyn i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
- Musisz zrozumieć John'a jest trochę wybuchowy, dusza buntownika - prześmiesznie zaakcentował te słowa szatyn i teatralnie poruszył brwiami.
- Słyszałem to! - John wydarł się za drzwi.
- Nie denerwuj się kochanie moje! Ja tylko naszej nowej koleżance przedstawiam nas i twoje ego - z uśmieszkiem odkrzykną Ed.
- Dupek ! - doszło do nas za ściany.
- Wy zawsze tak się droczycie ?
- Zazwyczaj, uwielbiam kiedy mój brat się irytuje - szatyn z drzwi, przeniósł wzrok na mnie dalej lekko się śmiejąc.
Odwzajemniłam uśmiech. Wydawało mi się, że skądś znam Ed'a. Czym bardziej się nad tm zastanawiałam
tym bardziej nie mogłam sobie przypomnieć. Z zapewne bardzo głupią miną przyglądałam się mężczyźnie bo z równie inteligentną miną dopytywał się:
- Co jest ?!?
- Wydaje się mi, że już się kiedyś spotkaliśmy.
- No bo spotkaliśmy się! Nie pamiętasz już jak wpadłaś w moje ramiona wyznając mi miłość?! - z szyderczym uśmieszkiem spoglądał na mnie - Jeny jak zbladłaś - zaniósł się głośnym śmiechem - Nie a już tak na poważnie to ja wyciągnąłem Cię z Vana i 'wybawiłem' od oprawców.
Powoli wszystko zaczęło wracać. Powrót do domu. Atak. Odzyskanie przytomności w Vanie. Ed. Wszystko.
Skuliłam się w kłębek oraz zaczęłam się trząść jak małe bezbronne dziecko. Nawet nie wiem kiedy łzy zaczęły mi ciec po policzkach. W tym momencie wszedł John.
- Coś ty jej zrobił ?!
- Ja? Nic! Ja tylko rozmawiałem ...
- Debil. Mała nie rycz. Ciiiii już dobrze - John usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem, drugą ręką ładził moje długie włosy - Wiem, że mój brat to debil ale żeby od razu ryczeć z tego powodu?
Mimowolnie uśmiechałam się przez łzy. Zapach dobrych męskich perfum i dymu tytoniowego na Johnie uspokajał mnie. Wtulona w jego umięśnione ciało powoli przestałam płakać. Edward z przepraszającą miną wpatrywał się we mnie.
- Wybacz nie chciałem.
- To nie twoja wina.
John nie przestawał delikatnie gładzić mojego ramienia. Szatyn ciepło się uśmiechał do mnie.
Mimo buntowniczej i złowrogiej maski jaką przybierał blondyn był kochanym człowiekiem, czułam to.
- Dzięki kochany jesteś, nic się nie stało - wytarłam ręką oczy i wyprostowałam nogi - jest już dobrze.
Niepewnie podniosłam wzrok na Edwarda, który właśnie z dziwnym uśmiechem przyglądała się bratu.
- Kochany jesteś - powiedział szatyn nieobecnym głosem, szerzej ukazując szereg białych zębów.
John na te słowa wzdrygną się i spiął wszystkie mięśnie. Szybko zabrał rękę oraz podniósł się z miejsca. Spiorunował brata wzrokiem i stwierdził.
- Pojebało was. Was oboje - akcentował oschle każde słowo - Skąd ten pomysł ?? Po prostu nie lubię jak jakaś małolata ryczy! Lepiej? - spojrzał na mnie - To świetnie, ja się nie mieszam.
Oburzony podszedł do tej samej lodóweczki co wcześniej oraz wyciągnął z niej puszkę coli. Otworzył ją od niechcenia, opierając się biodrem o mebel i upił parę sporych łyków napoju, uciekając od naszych spojrzeń.
- Wracając do tematu - odchrząkną Ed - Nie przedstawiłaś się.
- Jestem Caroline - wyszeptałam cicho.
- Caroline ...? - zainteresował się John.
- Caroline Padlock
- Hymm... ciekawe. Tak więc Caroline Padlock zbieraj się odwozimy Cię do domu - odparł blondyn, odstawiając puszkę i kierując się w stronę drzwi.
Momentalnie ogarnęła mnie panika. Miałam wrócić do domu i znów być tym cieniem człowieka?!? Znów nienawidzić siebie. Nie chciałam tego. Z nimi nie czułam się jak czarna owca rodziny i nie czułam tego, że ich zawodzę. Nawet nie wiem kiedy wyrwało mi się:
- Ale ja nie chcę wracać.
W tym momencie bracia przenieśli swój wzrok na mnie. Ed z triumfalną miną poklepał zdezorientowanego Johna po ramieniu.
- To chyba tą sprawę mamy załatwioną - szatyn pokrzepiająco zerkną na mnie - Więc teraz kwestia nowej tożsamości, paru dokumentów i nowego wyglądu. Jak chcesz się nazywać teraz słoneczko?
- Jak to ? - nie mogłam się połapać w obrocie spraw.
- Jesteś uprowadzoną dziewczyną i musimy załatwić ci nową tożsamość jeśli nie chcesz wracać do domu. A jesteśmy na tyle uprzejmi i dajemy ci wybór księżniczko.
- John daruj sobie zgryźliwości - skarcił go brat.
- No co tak prawda.
- Katherine - z przekomarzań wyrwał ich mój szept.
- Kat, nieźle - John dziwnie wgiął usta - Teraz trzeba zadzwonić do Charlesa i Nicol.
- Po pierwsze Katherine a nie Kat, i jaki Charles i Nicol?I co niby miałabym robić ?
- Schowaj pazurki księżniczko - blondyn szyderczo się uśmiechnął i rozsiadł się na fotelu w rogu pokoju - dowiesz się w swoim czasie.
- Nie przejmuj się nim, focha się za 'kochanego' - pokiwał zrezygnowany głową Ed - Oni pomogą nam z nową twoją tożsamością. Idę zadzwonić i błagam nie pozabijajcie się w tym czasie.
Johnny ryjąc nosem w jakiejś gazecie tylko uniósł kciuk do góry na znak zgody, a ja smutno kiwnęłam głową , bawiąc się końcem kołdry.
Ciężko wzdychając, szatyn wyszedł z pokoju grzebiąc w telefonie.


'Aby istnieć, trzeba mieć wokół siebie rzeczywistość, która trwa.'
Antoine de Saint-Exupéry


~John~
- Charles... - wyszeptała dziewczyna, kładąc się na łóżko, wpatrując się w sufit.
- Charles McMuffin to rudy murzyn z Irlandii, który z pochodzenia jest Meksykaninem ale został adoptowany przez irlandzką rodzinę. Jego biologiczni rodzice byli mafią, skąd miał przydomek 'Mafia' ale przez to, że jako dziecko był gruby został 'Muffin' od nazwy muffinek, takich babeczek, które nałogowo pochłaniał. Teraz wykonuje fach rodziców biologicznych - przerwałem na chwilę monolog aby zaczerpnąć powietrza - Jakby tego było mało jest gayem i ma partnera. Ciemnowłosego z hipsterskimi okularami, Japończyka - Ritsu. Ale jego nazwiska nigdy nie potrafię zapamiętać.
- Żartujesz sobie, prawda? - oburzyła się księżniczka.
- Nie, ani trochę. Wszystko co ci powiedziałem to prawda. Lekko nieprawdopodobna ale prawda.
Caroline z niedowierzaniem kiwała głową na boki.
- Ty naprawdę myślisz, że jestem taka głupia?! - w teatralnym geście machnęła ręką, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Szczerze... trochę tak - odparłem z wrednym uśmieszkiem, podnosząc wzrok z nad gazety.
Dziewczyna z malującym się oburzeniem na twarzy opadła ciężko na pościel.
- Sama zobaczysz - podsumowałem rozmowę i wróciłem do lektury.


'Czasami coś w nas umiera i nie chce zmartwychwstać.'
Kurt Cobain


~Niall~
Siedziałem w fotelu a Ryan zastępca Ed'a w wytwórni, darł się na mnie. Nie zwracałem uwagi nawet na co się na mnie wydzierał. Pewnie o to co zawsze. 'Twoje imprezowanie źle wpływa na karierę zespołu', 'Nie możesz tak żyć' i najlepsze 'Co się z tobą stało'.
Nie mogłem się doczekać kiedy wrócą bracia Scottersi. Ed z Johnem są moimi dobrymi kumplami i szczerze, przymykali oko na moje wybryki.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - z zamyślenia wyrwał mnie Ryan.
- Yhy... - rzuciłem na odczepkę i poprawiłem okulary przeciwsłoneczne na nosie.
- Niall raczysz odpowiedzieć mi na pytanie? A nawiasem, zdejmij czapkę i okulary jak ze mną rozmawiasz.
- Nie wiem, nie zdejmę i nie wydaje mi się żeby to była rozmowa raczej monolog - wyzywająco podniosłem głowę i z pogardą spojrzałem na mojego rozmówcę. Ryanowi puściły nerwy.
- Nie mam sił na ciebie człowieku! - wydarł się - Jak Ed wróci ma się tobą zająć!
- Świetnie - burknąłem i trzasnąłem drzwiami od gabinetu.
Cztery pary oczu wpatrywały się we mnie.
- Jak tam? - martwił się Liam.
- Słyszeliście.
Nie miałem zamiaru słuchać kolejnych wywodów, udałem się do samochodu. Siedząc w środku masowałem skronie. Siedziałem zrezygnowany. Nie chciałem być taki, ale już chyba nie umiałem żyć inaczej. Wiedziałem, że źle ze mną i muszę się ogarnąć, ale brakowało mi motywacji. Odpaliłem samochód i jak najszybciej odjechałem, gdziekolwiek byle by z dala od problemów.


       _______________________________________________________________________

Od autorki:
Mamy rozdział 5! ♥
Mam nadzieję, że się spodoba ;)
Powoli coraz więcej czytelników za co ślicznie dziękuję! Kocham Was za to :3

Jeśli czytasz to proszę zostaw Swoją opinię w postaci komentarza! To naprawdę wiele dla mnie znaczy ;) Wystarczy zwykłe jedno słowo, to naprawdę nie zajmie Ci dużo czasu!


Jeśli chcecie dedykacje, macie jeszcze jakieś pytania lub chcecie popisać zapraszam na mojego Twitter'a lub na specjalnie utworzonego na potrzeby bloga Facebook'a (link z prawej strony w zakładce 'MOJE STRONY':D )
Lots of love 
Adele ♥






7 komentarzy:

  1. W ogóle się nie spodziewałam takiej sytuacji..:D
    ale rozdział jest świetny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. czytalam juz gdzies taka historie

    OdpowiedzUsuń
  3. a mi sie podoba. moze rzeczywiscie były podobne, ale bardzo ładnie wszystko opisane i wgl. :)
    zycze weny !
    zapraszam:
    szmaragdowytalizman.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz i że się podoba ;)
      nie widziałam takiego bloga z taką historią, wiec postanowiłam go napisać ale nie wykluczone, że mogłam wpaść na podobny pomysł do kogoś innego, jednakże wszystko piszę sama :)

      Usuń
  4. fajny rozdział !!! :*** nie mogę się doczekać kolejnej części !!! :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Boski. I podoba mi sie glowna bohaterka i jej charakter :)

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzooo ładnie piszesz :) zapraszam do mnie http://just-a-teenage-dirtbag.blogspot.com/ xx

    OdpowiedzUsuń